Na przestrzeni kilku ostatnich lat elektromobilność nabrała wyraźnego rozpędu. Coraz bardziej rygorystyczne normy emisji spalin spowodowały bowiem, że producenci samochodów zmuszeni zostali do stopniowego odchodzenia od klasycznych, spalinowych jednostek napędowych i zastępowania ich konstrukcjami zelektryfikowanymi, a docelowo w pełni elektrycznymi. Rozwój tych ostatnich przebiega szybciej, niż można by się spodziewać i w rezultacie już teraz każda szanująca się marka posiada w swojej ofercie przynajmniej jeden model wprawiany w ruch wyłącznie dzięki energii magazynowanej w akumulatorze trakcyjnym. Co istotne, są to dojrzałe i dopracowane pojazdy, często zaprojektowane od podstaw z myślą o napędzie elektrycznym i nie mające „bliźniaków” w gamie spalinowej. Poza tym bez trudu da się wśród nich znaleźć reprezentantów różnych klas: od typowych „mieszczuchów” (np. Honda e) poprzez wszelkiej wielkości SUV-y i crossovery (np. Ford Mustang Mach-E, Hyundai Ioniq 5) aż po limuzyny, zarówno takie, które są zorientowane na luksus (Mercedes EQS), jak i takie, w przypadku których priorytetem są sportowe doznania (Porsche Taycan). Samochody na prąd nie są już więc tylko ciekawostką i pokazem możliwości poszczególnych producentów, ale realną i godną rozważenia alternatywą dla dotychczas znanej motoryzacji. „Elektryki” są obecnie modne, co dla niektórych jest już rekomendacją samą w sobie. Poza tym, ze względu na charakterystykę pracy
silnika elektrycznego jeździ się nimi bardzo przyjemnie. Wbrew stereotypowym opiniom nie towarzyszy temu co prawda zupełna cisza, ale trzeba przyznać, że odgłosy pracy napędu są mocno stłumione i mają zupełnie inny charakter niż w przypadku spaliniaków. Większość aut na prąd zachwyca także płynnością i dynamiką jazdy – polecenia wydawane za pośrednictwem pedału przyspieszenia realizowane są w sposób praktycznie natychmiastowy, a skuteczne wytracanie prędkości, dzięki regulowanej sile rekuperacji, może się odbywać bez konieczności wciskania pedału hamulca. Użytkownikom samochodów elektrycznych przysługują również pewne przywileje, które mają ułatwić poruszanie się po coraz bardziej zatłoczonych aglomeracjach miejskich. Pozwalają one zaoszczędzić nie tylko czas, ale także i pieniądze.
W tym momencie warto doprecyzować czym w świetle obowiązującego prawa jest samochód elektryczny. Jego definicja znajduje się w Ustawie z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych, której artykuł 2 w punkcie 12 ma taką oto treść: „pojazd elektryczny – pojazd samochodowy w rozumieniu art. 2 pkt 33 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym, wykorzystujący do napędu wyłącznie energię elektryczną akumulowaną przez podłączenie do zewnętrznego źródła zasilania”. Przywołany artykuł 2 punkt 33 Ustawy Prawo o ruchu drogowym mówi natomiast, iż „pojazd samochodowy – pojazd silnikowy, którego konstrukcja umożliwia jazdę z prędkością przekraczającą 25 km/h; określenie to nie obejmuje ciągnika rolniczego”. Tak więc za „elektryka” uznawany jest pojazd, którego układ napędowy składa się z silnika (bądź silników) elektrycznego i akumulatora trakcyjnego ładowanego z zewnętrznego źródła energii. To ważne w kontekście przywilejów, o których będzie mowa w dalszej części artykułu. Jak widać, aby móc z nich korzystać sama możliwość jazdy na „elektronach” nie wystarczy. W rezultacie hybrydy typu plug-in, które w trybie zeroemisyjnym potrafią przejechać nawet kilkadziesiąt kilometrów nie mogą liczyć na specjalne traktowanie. Powód? Są wyposażone także w silnik spalinowy. Podobnie jest z hybrydami szeregowymi, które zawsze są wprawiane w ruch dzięki jednostce elektrycznej, a ich silnik spalinowy służy jedynie do napędzania generatora prądu ładującego w razie potrzeby akumulator trakcyjny. Z tego powodu są one niekiedy nazywane autami elektrycznymi o wydłużonym zasięgu, ale z technicznego punktu widzenia jest to błędne, co potwierdzają również regulacje prawne. Ciekawe jest natomiast to, że zgodnie z Ustawą o elektromobilności i paliwach alternatywnych w kwestii przywilejów na równi z samochodami elektrycznymi nie są stawianie samochody wodorowe. Co więcej, ich nazwa wydaje się być niewłaściwa, ponieważ sugeruje, że są to pojazdy napędzane wodorem – nawet we wspomnianej wyżej ustawie tak to właśnie zostało ujęte. Tymczasem nie jest wcale tak, że samochody określane jako wodorowe posiadają silniki zasilane wodorem. Tankowany do nich wodór stanowi jedynie substrat
reakcji zachodzącej w ogniwach paliwowych, której głównym produktem jest prąd zasilający jednostkę elektryczną wprawiającą auto w ruch. Mamy tu więc do czynienia z samochodami elektrycznymi posiadającymi swego rodzaju pokładową „minielektrownię” wytwarzającą niezbędną energię. Obecnie są one oczywiście niszowe, ale mimo to trudno zrozumieć, dlaczego polskie ustawodawstwo w kwestii przywilejów nie traktuje ich równorzędnie z samochodami elektrycznymi ładowanymi z zewnętrznego źródła.
Jakie uprawnienia przysługują więc tym ostatnim? Jest to między innymi możliwość jazdy po buspasach, czyli pasach ruchu wytyczonych pierwotnie dla autobusów. Warto jednak wiedzieć, że ów przywilej będzie obowiązywał do 1 stycznia 2026 roku – później „elektrykiem” nie będzie już można poruszać się buspasami. Mowa o tym w artykule 148a Ustawy Prawo o ruchu drogowym, który brzmi „1. Do dnia 1 stycznia 2026 r. dopuszcza się poruszanie pojazdów elektrycznych, o których mowa w art. 2 pkt 12 ustawy z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych, po wyznaczonych przez zarządcę drogi pasach ruchu dla autobusów. 2. Zarządca drogi może uzależnić poruszanie się pojazdów elektrycznych po wyznaczonych pasach ruchu dla autobusów od liczby osób poruszających się tymi pojazdami”. Jest to więc regulowane ustawowo i żadne miasto nie ma prawa takiego uprawnienia podważać. Może natomiast wprowadzić w tej kwestii pewne ograniczenia związane z minimalną ilością pasażerów podróżujących autem. Tak czy inaczej, możliwość jazdy „elektrykiem” po buspasach pozwala wydatnie skrócić czas dotarcia do punktu docelowego, szczególnie w godzinach szczytu. Oszczędzaniu pieniędzy sprzyja natomiast przywilej zapewniający bezpłatne parkowanie w strefach płatnego parkowania oraz znoszący opłaty za przejazd mostami i tunelami oraz przeprawę promem. Podobnie jak we wcześniejszym przypadku mówi o tym akt prawny, a konkretnie Ustawa o drogach publicznych. Oto jej fragment: „Art. 13. 1. Korzystający z dróg publicznych są obowiązani do ponoszenia opłat za: 1) postój pojazdów samochodowych na drogach publicznych: a) w strefie płatnego parkowania, b) w śródmiejskiej strefie płatnego parkowania; (...) 2. Korzystający z dróg publicznych mogą być obowiązani do ponoszenia opłat za: 1) przejazdy przez obiekty mostowe i tunele zlokalizowane w ciągach dróg publicznych; 2) przeprawy promowe na drogach publicznych. 3. Od opłat, o których mowa w ust.1 pkt 1 oraz ust. 2, są zwolnione: (...) e) pojazdy elektryczne, o których mowa w art. 2 pkt 12 ustawy z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych;”. W związku z tym włodarze miast oraz zarządcy wymienionych w cytowanym dokumencie obiektów muszą takie przywileje w pełni respektować. To samo tyczy się również stref czystego transportu, do których samochody elektryczne mogą wjeżdżać bezpłatnie. Mowa o tym w artykule 39 Ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych: „1. W celu zapobieżenia negatywnemu oddziaływaniu na zdrowie ludzi i środowisko w związku z emisją zanieczyszczeń z transportu w gminie liczącej powyżej 100000 mieszkańców dla terenu śródmiejskiej zabudowy lub jej części, stanowiącej zgrupowanie intensywnej zabudowy na obszarze śródmieścia, określonej w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, a
w przypadku jego braku w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy, można ustanowić na obszarze obejmującym drogi, których zarządcą jest gmina, strefę czystego transportu, do której ogranicza się wjazd pojazdów innych niż: 1) elektryczne; 2) napędzane wodorem; 3) napędzane gazem ziemnym”. Jak widać, dopiero tutaj uwzględniono także samochody „napędzane wodorem”. Należy dodać, że wspomniane wyżej ograniczenie nie obowiązuje m.in. pojazdów różnych służb państwowych oraz samochodów o DMC do 3,5 tony należących do mieszkańców strefy czystego transportu. Warto wiedzieć, że ustawa pozwala radzie gminy na to, aby w uchwale ustanawiającej strefę czystego transportu zamieścić zapis zezwalający na poruszanie się po niej także innym pojazdom niż mowa w ustawie, ale pod warunkiem uiszczenia przez ich użytkowników opłaty. Ma to jednak obowiązywać w okresie nie dłuższym niż 3 lata licząc od dnia przyjęcia uchwały. Posiadając auto elektryczne nie trzeba się tym w ogóle przejmować.
Aby korzystać z przywilejów dla „elektryków” w sposób bezstresowy warto zadbać o to, aby pojazd posiadał łatwo widoczne oznaczenie, które będzie jednoznacznie informować o rodzaju zastosowanego w nim napędu. W przypadku aut rejestrowanych od początku 2020 roku taką funkcję doskonale spełniają zielone tablice rejestracyjne. Wcześniej, czyli do końca 2019 roku samochód na prąd można było rozpoznać dzięki niebieskiej naklejce z żółtymi literami EE umieszczonej na przedniej szybie. Jeżeli ktoś nie miał ochoty lub zapomniał jej umieścić, to lepiej, aby to zrobił. Osoby kontrolujące czy dane auto jest uprawnione do korzystania z przywilejów nie mają obowiązku znać wszystkich modeli na prąd, co niekiedy może prowadzić do niewłaściwej oceny i w konsekwencji nieprzyjemnej sytuacji, którą trzeba będzie wyjaśniać. Dlatego zadbanie o to, aby identyfikacja pojazdu elektrycznego była łatwa, szybka i bezbłędna jest tak ważne.