Z przekazu marketingowego, a dokładnie z cennika SEAT-a Tarraco, każdy zainteresowany tym modelem może wyciągnąć ciekawe wnioski i zastanowić się, czy faktycznie szkoła oraz dotychczasowe życie
nauczyło go właściwej matematyki. Szczególnie zdezorientowani będą ci, do których z częstotliwością brzęczenia komara kiedy siedzą letnią wieczorową porą nad wodą docierają komunikaty o dbałości tego producenta o środowisko naturalne. A konkretnie, jak bardzo chce ograniczyć wpływ swoich samochodów na nie. Trzeba przyznać, że SEAT nie poszedł na łatwiznę i oferuje Tarraco w praktycznie wszystkich wariantach napędu. Zabrakło tylko klasycznej hybrydy i elektryka, znalazła się za to hybryda plug-in (PHEV), czyli z obecnie szeroko promowanym napędem pozwalającym na poruszanie się z wykorzystaniem tylko napędu elektrycznego. Brawo. Na tym tle ciekawie wygląda zestawienie modelu z silnikiem benzynowym z hybrydą PHEV, oba w wersji wyposażenia FR. Pierwszy został wyceniony na 187 200 PLN, a drugi na 186 100 PLN. Oba posiadają 245 KM, a różni je napęd oraz liczba przełożeń automatycznej skrzyni biegów DSG (model benzynowy posiada ich siedem, a hybryda plug-in sześć). Względem parametrów są zatem prawie identyczne. Dziwić może zatem różnica w wysokości raty lesingowej, którą komunikuje SEAT. W przypadku wariantu benzynowego wynosi ona 1842 PLN netto, a przy hybrydzie PHEV 2274 PLN netto. Wygląda to jak błąd matrixa. Praktycznie ta sama cena końcowa, a dysproporcja w wysokości raty miesięcznej zasadnicza. Ktoś może stwierdzić, że szukam sensacji, bo z pewnością leasingi różnią się parametrami. Otóż nie. Finansowanie obu modeli jest na 48 miesięcy, bez uiszczenia wpłaty wstępnej i z rocznym limitem wynoszącym 20 000 kilometrów, innymi parametrami SEAT się nie chwali. Tym samym wychodzi, że za towar o praktycznie tej samej wartości, możemy płacić miesięcznie 1842 PLN netto lub 2274 PLN netto. Przecież to żadna różnica. Aż chciałby się spotkać z tym ścisłym umysłem, któremu udało się stworzyć taką konstrukcję. To musiałoby być bardzo kształcące
spotkanie, a może wręcz duchowe, bo człowiek otarłby się w jego trakcie o objawienie. Wystarczy tylko żałować, że do niego – najprawdopodobniej – nigdy nie dojdzie, a SEAT będzie skrzętnie skrywał tajemnicę kto takie dzieło stworzył, aby inni producenci go nie podkupili. I bardzo dobrze, bo to prawdziwy rodzynek musi być. Jak bardzo jest on (lub też ona) wyjątkowy może świadczyć jeszcze jeden fakt. Otóż udało mu się – przy zachowaniu tych samych parametrów finansowania – przy najwyżej wycenionym wariancie Tarraco (2.0 TDI 200 KM DSG 4Drive w wersji wyposażenia FR) kosztującym 189 900 PLN wyliczyć ratę w wysokości 1811 PLN netto, czyli najniższą wśród prezentowanych. Cóż to musi być za światły umysł, aż należą się brawa na stojąco, że SEAT posiada kogoś takiego w swoim gronie.
I żeby była jasność - zanim odezwie się jakiś pracownik SEAT-a o wrażliwości brazylijskich komentatorów biegów narciarskich, którzy na 5 kilometrów przed metą, gdy ich zawodnik jest na prowadzeniu mają stan przedzawałowy, a w tym samym czasie ich norwescy koledzy zapraszają na blok reklamowy, bo do mety jest jeszcze daleko – to jest polityka do której ma prawo producent. To on samodzielnie kształtuje nie tylko ceny, ale również formę zakupu oferowanych modeli. Postanowił – przy praktycznie takiej samej cenie za samochód – ustalić ratę za proekologiczny model wyższą o ponad 23%. Nie ma problemu, tylko żeby za dzień, tydzień, czy miesiąc nie komunikował jak bardzo wspiera i promuje wśród klientów rozwiązania proekologiczne, bo to podchodzi pod rozdwojenie jaźni.
Już słyszę głosy, że tekst jest tendencyjny, uderza w dobre imię marki i nie ma nic wspólnego z rzetelnością dziennikarską, która nakazuje przekazanie pełni informacji. Przede wszystkim pełną informację klient powinien otrzymać w cenniku, a nie jej cząstkowe i pasujące - jak domniemam – do obrazu elementy. Elementy o które teraz go uzupełnię. Czas zatem na rozwiązanie zagadki skąd wynika dysproporcja pomiędzy wysokością rat leasingowych, ale zanim to nastąpi mała dygresja. Sprawdzając ofertę finansową SEAT-a, przy zachowaniu podanych przez niego parametrów, rata za model z silnikiem benzynowym wyszła o 61 PLN netto niższa niż komunikują oni w cenniku. Ale nie czepiajmy się, kto w końcu przejmowałby się takimi drobiazgami jak zaoszczędzone w trakcie całego okresu leasingu 2928 PLN netto za które można by kupić ubezpieczenie lub pojechać na urlop. Czas przejść do rozwiązania zagadki. Otóż wynika ona z oszacowanej wielkości wartości końcowej modelu na dzień zakończenia leasingu. I tak w przypadku modelu z silnikiem benzynowym wartość po 4 latach została oszacowana na 107 078 PLN, a z napędem plug-in na 89 700 PLN. Tym samym benzyniak, według szacunków SEAT-a straci prawie 43% swojej cennikowej wartości, a PHEV niecałe 52%.
Jak widać, przynajmniej w tym przypadku, o rozdwojeniu jaźni nie ma mowy, tak samo jak o nowej matematycznej definicji, bardziej o braku wiary w oferowany produkt proekologiczny, a co za tym idzie, na zniechęceniu klientów do pozostawienia go po zakończeniu leasingu. Szkoda tylko, że ten „drobny” parametr nie znalazł się przy pozostałych, a został ukryty. Jakby kogoś, tworzącego cennik, dopadła refleksja, a może wstyd, kiedy spojrzał na dzieło które udało mu się stworzyć, i w ten sposób postanowił go schować, zupełnie go pomijając.