Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych,
zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj.
Tarcia i waśnie między rowerzystami, a kierowcami samochodów są powszechnie znane i co jakiś czas podsycane, jakby co najmniej były to grupy kibicowskie dwóch wrogich sobie drużyn. Jest to o tyle dziwne, że obie zaliczają się – w większości – do mieszkańców tego samego miasta, a co za tym idzie żadna z nich nie powinna czuć się wykluczona, czy też dyskryminowana i uciemiężana. Niejednokrotnie też poszczególne osoby reprezentują obie grupy. A może da się pogodzić interesy ich obu i to w stosunkowo łatwy i tani sposób?
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że miasta nie były budowane z zabezpieczeniem infrastruktury dla traktów rowerowych. Ścieżki rowerowe, to stosunkowo – jak na dzieje ludzkości – nowy pomysł, a co za tym idzie, aby powstały w zdecydowanej większości
muszą zająć czyjeś miejsce. Z reguły ich powstanie odbywa się kosztem ulicy, rzadko chodnika lub terenu zielonego. Najprościej jest zwęzić dwupasmową ulicę do jednego pasa i na nim zrobić ścieżkę rowerową. To powszechne rozwiązanie, łatwe do wprowadzenia i coraz częściej stosowane, jednak budzące niechęć i „alergiczną reakcję” kierowców, którzy niejednokrotnie czują że stają się grupą wypychaną na margines społeczeństwa. Jednak trend się nasila i nic nie wskazuje na to żeby wyhamowywał.
Pomimo zakrzywiania rzeczywistości wszelkie badania pokazują, że rower (tak samo jak i hulajnoga) nie jest traktowany jako całoroczny środek transportu. Poruszanie się za jego pomocą, to ciągle sezonowy, wiosenno-letni osobisty przedmiot do przemieszczania się. Dane statystyczne, i to te oficjalnie sankcjonowane przez środowiska rowerowe jak również włodarzy miasta pokazują, że w sezonie zimowym, w stosunku do letniego, liczba rowerów przejeżdżających przez liczniki jest mniejsza nawet pięciokrotnie, a ruch na nich – obiektywnie – jest niewielki. Zmniejsza się on dodatkowo w momencie kiedy spadnie śnieg, czy też zima okazuje się nie tylko miejscem w kalendarzu, ale faktycznym zjawiskiem meteorologicznym. Niejednokrotnie w tych samych dniach obserwowany jest zwiększony ruch samochodów w mieście.
Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, aby powiązać powyższe zależności i zastosować rozwiązanie, które usprawni poruszanie się po mieście, każdego dnia, o każdej porze roku. Wyjściem byłoby dopuszczenie ruchu samochodowego na ścieżkach rowerowych, które powstały w wyniku zwężenia, wcześniejszego istniejącego tam pasa drogowego. To proste i tanie rozwiązanie powodujące że w praktyce niewykorzystana infrastruktura drogowa (ścieżka rowerowa) znowu przysłuży się i poprawi komunikację w mieście bez konieczności zajmowania dodatkowej przestrzeni, czy chociażby
reorganizacji istniejącej. Wydaje się zatem być „złotym środkiem”, w dodatku prostym do wprowadzenia i posiadającym jeszcze jedną, ważną cechę: jest elastyczne, a co za tym idzie dopuszczony na niej ruch można organizować bez żadnego wyprzedzenia, niejako na żywo i w zależności od potrzeb. Rano może służyć tylko rowerzystom, a po południu, jak przykładowo nastąpi załamanie pogody, również kierowcom. Osiągnięcie tego celu jest również proste i przećwiczone przez włodarzy miast. To oni wręcz lubują się w ustawianiu sygnalizacji świetlnych gdzie tylko się da, i to niejednokrotnie bez względu na zapotrzebowanie, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tutaj nie tylko byłoby to uzasadnione, co wręcz konieczne, bo sygnalizacja świetlna pokazywałaby kto może poruszać się danym pasem, a konkretnie, czy można na niego wjechać samochodem.
Niejako przy okazji rozwiązany zostałby jeszcze jeden problem, a mianowicie związany z odśnieżaniem w okresie zimowym. Jak powszechnie się uważa, w pierwszej kolejności udrażniane i odśnieżane są drogi, ścieżki rowerowe nie należą do priorytetowych lokalizacji. Wprowadzając drogę samochodowo-rowerową ten problem by zniknął, bo cała odśnieżana byłaby w tym samym czasie.
Wychodzi, iż powyższe rozwiązanie posiada same plusy, a zatem – szanowni decydenci – do dzieła.