Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych, zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj. Zamknij

logo kdk.pl
Testy Tech Historia Prawo Felietony Gazeta ikona szukaj
Testy Tech Historia Prawo Felietony Ekomoto Inspiracje KATALOG FIRM Cennik logo KATALOG dla kierowców SZUKAJ






Felieton

Dziurawe drogi rozwiązaniem poprawiającym bezpieczeństwo


Robert Lorenc


Dziurawe drogi

Bezpieczeństwo na drogach nieustannie jest jednym z głównych, i ciągle podnoszonych haseł. Zdają sobie z tego sprawę producenci samochodów ciągle udoskonalając istniejące oraz wprowadzając nowe systemy wspomagające kierującego. Nie inaczej działają władze miast, które ustawiają kolejne sygnalizacje świetlne, czy chociażby budują progi zwalniające. A może istnieje inne rozwiązanie do wprowadzenia, szczególnie w miastach, które spowoduje że drogi staną się bezpieczniejsze?

Jedną z przyczyn stale pojawiających się w statystykach wypadków, czy też kolizji jest nadmierna prędkość. Już samo jej wyeliminowanie spowodowałoby, o ile nie zmniejszenie liczby wypadków, to znaczący spadek osób które doznają obrażeń w ich wyniku. A to już byłoby znaczącą poprawą bezpieczeństwa. Sposób na osiągnięcie tego celu jest prosty, należy pogorszyć stan dróg, wtedy każdy – niejako automatycznie – zacząłby po nich jeździć wolniej. Skąd ta pewność? To wprost wynika z zachowania ludzkiego. Jak idziemy po śliskim
chodniku, każdy z nas zwalnia i ostrożniej kładzie stopy, a nie zaczyna biec. Tak samo zachowujemy się kiedy wjeżdżamy na drogę o złej nawierzchni. Zwalniamy, a nawet zaczynamy objeżdżać dziury, a nie przyspieszamy aby jak najszybciej przejechać „kartoflisko”. Oczywiście nie chodzi o to abyśmy teraz zaczęli niszczyć wyremontowane z trudem i niemałymi nakładami finansowymi drogi, ale nie remontowali tych które czekają w kolejce. Tak teraz, jak i później. Co ważne, żebyśmy nie popadli w skrajność, drogi nie powinny posiadać wyrw i głębokich dziur, te bezwzględnie należałoby dalej łatać i likwidować, jednak już ubytki w górnej powierzchni asfaltu byłyby pożądane. Ubytki powodujące drobne uskoki i dyskomfort w trakcie szybszej jazdy, a nie takie które spowodują, że samochód będzie zachowywał się jak statek przedzierający się przez sztorm. Taka drobna inwestycja, a w zasadzie jej brak, spowoduje iż ruch stanie się wolniejszy, a zatem bezpieczniejszy. Nie wykluczone, że tym sposobem uda się uzyskać jeszcze jeden efekt do którego niestrudzenie dążą włodarze niektórych miast (pozdrowienia między innymi dla krakowskich urzędników) i pojawią się korki w miejscach dotychczas nieznanych. A jeżeli będą dostatecznie długotrwałe – najlepiej przez całą dobę – to może zniechęci to kolejnych kierowców do poruszania się samochodem po mieście. Oby nie zmusiło ich do wyprowadzenia się z niego. Powyższe rozwiązanie ma jeszcze jeden, ogromny atut, który dla każdej władzy jest jak drapanie za uchem dla kota lub psa - nie wymaga żadnych nakładów finansowych, a wręcz powoduje oszczędności. Wydaje się zatem być idealnym. No może nie dla wszystkich.

Oczywiście powyższe rozwiązanie posiada również wady. Nie przejmą się jego wprowadzeniem socjopaci i wiecznie spóźnieni (może z małymi wyjątkami) przedstawiciele handlowi. Równie oporni na jego przekaz mogą okazać się kierowcy, obecnie wiodącego segmentu sprzedawanych samochodów, czyli SUV-ów, które niejednokrotnie

uważane są przez ich właścicieli za współczesne terenówki, a więc niezniszczalne o strukturze zbliżonej do czołgu.

Poszukajmy jednak plusów. Z powyższego rozwiązania powinni być zadowoleni - oprócz urzędników - mechanicy samochodowi, a to z prostego powodu. Nie ważne jak ostrożnie i powoli poruszalibyśmy się tymi „nowymi” drogami, to i tak – chociażby - zawieszenie samochodu byłoby bardziej zapracowane, a co za tym idzie podatne na wcześniejsze, niż pierwotnie było zakładane, zużycie. Zaoszczędzilibyśmy jednak na hamulcach, bo używalibyśmy ich rzadziej i mniej gwałtownie, a większość pracy potrzebnej do zatrzymania naszego samochodu z osiągniętej prędkości „przelotowej” wykonałaby grawitacja i czołowy wiatr.

Wydaje się, że zbliża się idealny moment na wprowadzenie w życie powyższego rozwiązania. W wyniku wybuchu pandemii koronawirusa, kasy prawie wszystkich miast świecą pustkami, a brak remontów dróg pozwoliłby na załagodzenia efektu „echa” w skarbcu. Dodatkowo, co pokazują minione lata, większość dziur w drogach witana jest przez kierowców z nastaniem wiosny. I o ile dotychczas, prędzej czy później były one skutecznie usuwane, to obecnie mogłyby stać się częścią wdrażanego planu bezpieczeństwa na drogach. Równocześnie zarządcy miejskiej kasy mieliby nadprogramowe środki do wydania, a jak już niejednokrotnie udowodnili, potrafią nimi zarządzać nie tylko racjonalnie, ale i z troską o wszystkich mieszkańców, a nie tylko rodziny - tak tej bliższej, dalszej, jak i „przyszywanej”, czy też biznesowej.
















Dziurawe drogi

Podziel się:




Luty 2021

Tekst: Robert Lorenc
Zdjęcia źródłowe: Hans M, Kevin et Laurianne Langlais /unsplash; kolaż: studio.kdk.pl

Tekst pochodzi z poniższego numeru miesięcznika motoryzacyjnego:


POBIERZ NUMER




Warte uwagi