Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych,
zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj.
Michał Bębenek to jedyny polski kierowca, który od pięciu lat niemal za każdym razem kończy sezon na podium. Nawet w ubiegłym roku, gdy dopadł go dołek finansowy zajął 4. miejsce. Po tegorocznym mariażu ze stajnią Zbyszka Steca skończyły się problemy z kasą i po spektakularnym zwycięstwie w Rajdzie Polski o Bębnie znów zrobiło się głośno. Czy w sezonie 2009 zrobi krok naprzód i przesiądzie się do auta klasy S2000?
Na początek prosiłbym cię o pewną refleksję. Na koniec tego sezonu zająłeś bowiem trzecie miejsce. Po roku przerwy powróciłeś więc na podium RSMP. Jak odbierasz ten wynik – jako ewidentny sukces czy może – biorąc po uwagę Twoje wcześniejsze rezultaty – jest to bardziej dreptanie w miejscu?
Ciężko to jednoznacznie ocenić. Dla mnie najważniejsze jest to, że od czterech lat za każdym razem kończymy sezon w ścisłej czołówce. Nawet w zeszłym roku, gdy miałem poważne problemy budżetowe i organizacyjne otarłem się o pudło. Jeżeli sobie popatrzysz na moje wyniki od sezonu 2004 do teraz, to zauważysz pewną konsekwencję w mojej jeździe. Na przestrzeni tylu sezonów zawsze plasowaliśmy się w czołówce. Oczywiście cały czas w naszym dorobku brakuje mistrzostwa Polski w generalce, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
W ubiegłym roku, gdy z tobą rozmawialiśmy powiedziałeś, że chciałbyś mieć stabilny grunt. Czy twoje marzenia wreszcie się spełniły?
Myślę, że tak. Co prawda przed i tuż po Rajdzie Magurskim mieliśmy spore problemy budżetowe, ale później, gdy dogadaliśmy się ze Zbyszkiem Stecem wszystko było jak należy.
To znaczy, że Rajd Magurski pojechałeś za własne pieniądze?
Może nie do końca, ale na pewno budżet był pod grubą kreską. Wystartowałem swoim samochodem. Po tym jak rok wcześniej zakończyłem współpracę z firmą Lotos wszystko zaczęło kuleć. Oczywiście ekipa mechaników z firmy High-Tec pracowała na takim samym świetnym poziomie, jak dawniej, ale nie mogliśmy sobie już pozwolić na żadne fajerwerki. Poszczególne podzespoły samochodu wymienialiśmy dopiero, gdy zaczęły się sypać. Nie było mowy o żadnej profilaktyce. Właśnie takim autem, którego silnik był mocno nadwyrężony, pojechałem na Rajd Magurski. Zresztą go nie ukończyłem co jeszcze bardziej pogłębiało kryzys. Do tego wszystkiego doszło kilka problemów osobistych. Początek roku był więc dla mnie fatalny.
I wtedy pomocną dłoń wyciągnął do Ciebie Zbyszek Stec?
Rozmowy na temat naszej ewentualnej współpracy trwały jeszcze, gdy jeździłem w barwach Lotosu, a więc w czasach, gdy miałem dość stabilny grunt. Zbyszek zawsze powtarzał, że bardzo by chciał, abym jeździł jego samochodem. Mimo że byliśmy dobrymi kumplami, odmawiałem. Miałem bowiem doskonałą ekipę mechaników, której nie chciałem zmieniać oraz mocnego sponsora. Przesiadka do innego samochodu to w gruncie rzeczy nie jest prosta sprawa. Trzeba się zgrać z nowym inżynierem, przyzwyczaić do innego zawieszenia, ustawienia dryfów, itp. Jednak po Rajdzie Magurskim kryzys był na tyle duży, że nie miałem wyboru. Do tego wszystkiego wycofał się mój wieloletni sponsor, firma Hydroland – przed laty występująca pod nazwą Gamabik. Właściciele Hydrolandu mieli spore inwestycje i nie mogli sobie pozwolić na pompowanie kasy w rajdy. Doskonale to rozumiałem, bo sam jestem przedsiębiorcą. Tak więc któregoś marcowego wieczoru postanowiłem wykonać telefon do Zbyszka Steca i tak to się wszystko zaczęło.
Jak wygląda wasz układ?
Myślę, że dość przejrzyście. Zbyszek ma bardzo dobre układy z prezesem firmy Tedex, ja zaś miałem pewny budżet od kilku innych firm, z którymi już wcześniej współpracowałem. Tak więc nastąpiło połączenie sił. Oczywiście jednym z warunków naszej współpracy była jazda samochodem Zbyszka. Już przed Rajdem Krakowskim podjęliśmy decyzję, że razem przejedziemy cały sezon.
W tym momencie skończyły się twoje problemy budżetowe?
Raczej tak. Od tamtej pory miałem dość duży komfort psychiczny. Kompletnie nie interesowało mnie przygotowanie samochodu. Wszystko było na głowie Zbyszka. Ja zaś z walizką przyjeżdżałem na rajd i co ważne - za każdym razem miałem do dyspozycji topową rajdówkę.
W rajdówce ze Stec Ralliart zadebiutowałeś na Rajdzie Krakowskim. Przeprowadzaliście przed tą imprezą jakieś poważniejsze testy?
Niestety nie. Przed Krakowskim przejechałem nowym samochodem jedynie kilka kilometrów. Bardzo żałuję, że nie udało się wystartować w jakimś mniejszym rajdzie, bo tylko w takich warunkach można idealnie ustawić auto.
Jakie były twoje wrażenia po początkowych oesach Krakowskiego?
Przyznam, że mieszane. Wydawało mi się, że wcale nie jadę wolno, a tymczasem czasy były nienajlepsze. Prawdopodobnie wynikało to z braku pełnego zaufania do nowego auta. Wiedziałem, że ma ogromny potencjał, ale jest w nim wiele szczegółów, które trzeba dopracować. Początkowo miałem niewielkie problemy w komunikacji w nowym inżynierem, Krzyśkiem Gołębiem. Cały czas miałem w głowie dawne czasy, gdy z Wojtkiem Pischingerem rozumieliśmy się bez słów. Ale jak wspomniałem, owe problemy były niewielkie i w miarę szybko udało mi się złapać wspólny język z Krzyśkiem. Warto podkreślić, że moja koncepcja na ustawienie samochodu diametralnie różni się od tej, jaką wyznaje Zbyszek Stec. Po Rajdzie Krakowskim żartował nawet, że wywróciłem do góry nogami pewne rzeczy, którym on do tej pory był wierny (śmiech).
Jak oceniasz Lancera ze Stec Ralliart w porównaniu z twoim dawnym samochodem?
Na pewno jest to świetna rajdówka. Trzeba bowiem pamiętać, że rozwój mojego Lancera zatrzymał się z końcem sezonu 2006. Później ze względów finansowych auto było niedoinwestowane. Przykładowo dawniej jeździłem na zawieszeniu Proflexa, a tymczasem rajdówka Zbyszka Steca wyposażona była w zawias Reigera, który technologicznie jest bardziej zaawansowany. Ale wszystko można absolutnie nadrobić, jest to kwestia dwóch tygodni i oczywiście finansów. Proszę również pamiętać, że to swoim samochodem święciłem jak na razie największe sukcesy.
A czy kiedykolwiek porównywałeś swoją rajdówkę z autem twojego głównego rywala, Kajetana Kajetanowicza?
Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Pewne jest, że jego auto było równie dobrze przygotowane jak moje. Mam tu na myśli przede wszystkim zawieszenie. Kajtek używał włoskiego Extreme Techa. Za każdym razem podkreślał, że ten zawias ma ogromne możliwości. Natomiast prób szybkościowych naszych aut nigdy nie robiliśmy.
Jeszcze nie tak dawno twoimi głównymi konkurentami byli Leszek Kuzaj i Michał Sołowow. W tym roku tym najgroźniejszym rywalem był Kajto. Która rywalizacja była dla ciebie trudniejsza?
Trudno to jednoznacznie ocenić. Wszyscy kierowcy, których wymieniłeś są bardzo szybcy. Ale jeśli musiałbym wybrać tego jednego to wskazałbym chyba Leszka Kuzaja. Wszak to wielokrotny
mistrz Polski.
Przejdźmy teraz to najmilszej dla ciebie sprawy, a więc twojego zwycięstwa w Rajdzie Polski. Przyznam, że przecierałem oczy ze zdumienia widząc, jakie notujesz czasy na poszczególnych oesach. Ciebie również to zaskoczyło?
Nie do końca. Oczywiście byłem nieco zdziwiony, że po pierwszej pętli jestem liderem, ale już przed rajdem wiedziałem, że mogę w nim wiele zdziałać.
Skąd tak nagły wzrost formy?
Po prostu odrobiliśmy pracę domową. Tuż przed Polskim wybraliśmy się na Rajd Agapit, gdzie mogliśmy trochę potrenować. Oczywiście jechaliśmy na słabym paliwie i używanych oponach, ale mimo to udało nam się dobrze ustawić zawieszenie Lancera. Już na odcinku testowym przed Rajdem Polski miałem wrażenie, że samochód jest doskonale zestrojony. Świetnie się prowadził, znakomicie wybierał nierówności i tłumił wszystkie skoki. Później przyszedł czas na pierwszy prawdziwy oes. Od samego początku złapałem odpowiedni feeling. Jechałem na maxa – tuż przed metą próby, która wcale nie była jakaś długa zobaczyliśmy opadający kurz jadącego dwie minuty przed nami Mariusza Steca. Wiedzieliśmy wówczas, że zanotujemy dobry czas. Gdy wjechaliśmy na metę stojący obok kibice zaczęli bić nam brawo. Wtedy właśnie uwierzyliśmy z Grześkiem w wygraną. Później wszystko poszło po naszej myśli. Po prostu to był rajd, w którym nie mieliśmy żadnych problemów. Pewnie gdzieś tam z nieba patrzył na nas Janusz Kulig i czuwał, aby nic nam się nie stało. W tym miejscu bardzo dziękuję całej ekipie Stec Ralliart, nie tylko za ten rajd, ale również za cały rok. To był nasz największy sukces w tym sezonie. Dziękuje również sponsorom, moim wspaniałym kibicom i oczywiście rodzinie.
Co było potem? Rozdzwoniły się telefony z propozycjami od potencjalnych sponsorów?
Telefon dzwonił z taką samą częstotliwością jak dawniej. Nie mniej jednak ten wynik odbił się echem – zwłaszcza wśród osób zajmujących wysokie stanowiska w firmach, które do tej pory niewiele wiedziały o rajdach samochodowych. Na pewno zwycięstwo w Polskim zwiększyło nasze notowania.
W przyszłym roku Rajd Polski będzie rundą mistrzostw świata. Planujesz wziąć w nim udział?
Oczywiście. Już od dawna prowadzę rozmowy na ten temat. Planuje wypożyczyć na tę okazję auto WRC. Myślę, że najrozsądniejszym wyborem będzie Fabia. Koszt wynajmu Focusa czy nawet Xsary jest nieporównywalnie większy.
Biorąc pod uwagę zwycięstwo w Polskim wiele osób typowało cię jako faworyta do wygranej w Rajdzie Orlen. Tymczasem zająłeś dopiero 6. miejsce. Co poszło nie tak?
Myślę, że zgubiła mnie jedna rzecz – brak przedrajdowych testów. Miałem przeświadczenie, że jeżeli pojadę samochodem ustawionym identycznie jak na Rajd Polski wszystko będzie w porządku. Kompletnie zapomniałem, że na mazowieckie szutry są bardziej miękkie niż te w okolicach Mikołajek. Nawet Zbyszek Stec z Krzyśkiem Gołębiem upierali się, aby nieco podwyższyć samochód, a ja kazałem im niczego nie ruszać. No i niestety przeliczyłem się. Na początkowych oesach był jakiś dramat. Auto nie potrafiło płynnie pokonać kolein i to od razu odbijało się w wynikach. Co prawda po pierwszej pętli podwyższyliśmy nieco samochód, ale było już za późno, aby myśleć o dobrym wyniku.
Przed Rajdem Dolnośląskim miałeś jeszcze szanse na wicemistrzostwo Polski. Z jakim nastawieniem startowałeś do tej imprezy?
Bardzo zależało mi, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Po prostu na sto procent chciałem wykonać swoją robotę nie oglądając się na wynik Kajtka.
Mimo to przegrałeś z nim…
Rzeczywiście. Nałożyło się na to kilka spraw. Najważniejsze jest to, że Kajtek jakoś specjalnie nie kalkulował tylko jechał swoim tradycyjnym tempem, czyli bardzo szybko.
Dodatkowo na pierwszym etapie złapałem kapcia i straciłem sporo czasu, a w sobotę na chwilę wpadłem do rowu. Biorąc to pod uwagę oraz fakt, że nie miałem najmniejszych szans na drugie miejsce, które dawało mi wicemistrzostwo Polski, nie było sensu napinać się w końcówce rajdu.
Po Rajdzie Dolnośląskim mówiłeś między słowami, że w sezonie 2009 przesiadasz się do auta S2000. Jak to wygląda w tej chwili?
Rzeczywiście na początku października wyglądało to bardzo obiecująco. Prowadziłem dość zaawansowane rozmowy na temat przyszłego roku z jedną z dużych firm. Niestety od tamtego czasu wiele się zmieniło. Kryzys gospodarczy sprawił, że większość korporacji wstrzymuje się z jakimikolwiek wiążącymi deklaracji dotyczącymi budżetu. Oczywiście temat nadal jest otwarty, jednak póki co nic nie jest pewne.
Jaki samochód brałeś pod uwagę?
Nie zastanawiałem się nad tym. Bardziej zależało mi na organizacji budżetu. Gdybym wiedział, jakimi dysponuje środkami to wówczas podjąłbym odpowiednią decyzję. Oczywiście na obecną chwilę najrozsądniejszym, ale i najdroższym rozwiązaniem jest Peugeot. Z drugiej strony ciekawie prezentuje się Skoda Fabia, która podobno notowała świetne czasy podczas Rajdu Barum. Pożyjemy, zobaczymy.
Załóżmy, że nie uda Ci się zebrać budżetu na starty autem S2000. Jaką masz alternatywę – czy postawić na Lancera Evo X?
Prawdopodobnie tak. W przyszłym roku mam zamiar kontynuować współpracę ze Zbyszkiem Stecem. Z tego co wiem w jego stajni pojawią się nowe Lancery. Tak więc jeżeli nie uda mi się sfinalizować projektu związanego z S2000 to pozostanę wierny N-ce.
A jak wyglądają twoje rozmowy ze sponsorami - sam je prowadzisz, czy też może zajmuje się tym twój brat Grzesiek?
Obecnie zajmuje się tym sam. Dawniej można powiedzieć, że naszym menedżerem był Janusz Kulig, który podczas rozmów o swoim budżecie zawsze o nas pamiętał. Teraz gdy go nie ma wszystko spoczywa na moich barkach.
W jaki sposób udaje ci się unikać konfliktów z Grześkiem? Jeździcie ze sobą od ponad 10 lat, wspólnie prowadzicie firmę, spędzacie razem czas na rajdach. Czy nigdy nie doszło do zmęczenia materiału?
Nie. To pewnie wynika z naszych charakterów. Wydaje mi się, że obaj jesteśmy bezkonfliktowi i dlatego dajemy radę. Oczywiście
zdarzają się zgrzyty, jak w każdej rodzinie, ale zaraz potem wszystko wraca do normy. Najważniejsze jest to, że w pełni się rozumiemy, mamy te same cele i podobny światopogląd.
Porozmawiajmy na temat twojej techniki jazdy. Tomek Kuchar powiedział niedawno, że często podpatruje Bryana Bouffiera, w celach edukacyjnych ogląda jego onborady. Czy robisz podobnie?
Nie. Dawniej moim wzorem był Janusz Kulig. Zawsze starałem się podpatrywać jak jeździ. Od jego śmierci na nikim się nie wzoruję.
Jakbyś skomentował konfigurację przyszłorocznego kalendarza mistrzostw Polski?
Pasuje mi, że sezon rozpoczyna się dość późno, bo pod koniec kwietnia. Będziemy mieli więcej czasu na odpowiednie przygotowanie i zebranie budżetu. Myślę, że to spowoduje, że w przyszłym roku obsada w RSMP będzie lepsza. Cieszę się również, że będzie tylko siedem rajdów, to jak na polskie warunki wystarczająco. Oczywiście dla mnie może być ich więcej, ale to są już ogromne koszty i pod koniec sezonu startuje po 30 aut w rajdzie. Pozostaje jednak żal, że w przyszłym roku z kalendarza wypadł Rajd Magurski.
Na zakończenie chciałbym, abyś wyraził swoją opinię na temat kondycji polskich rajdów. Czy odczuwasz obecność w GKSS Andrzeja Górskiego?
Myślę, że Andrzej Górski musi mieć jeszcze trochę czasu. Nie da się wszystkiego zrobić w jeden rok. Mam nadzieję, że kondycja rajdów będzie coraz lepsza i skończą się niektóre kontrowersyjne decyzje, jakie zapadały choćby w sezonie 2008.