Z roku na rok można zaobserwować wzrost zainteresowania klasycznymi autami. Nie chodzi tutaj jednak o oldtimery mające 60, 70 czy jeszcze więcej lat, bo w ich przypadku utrzymuje się ono z grubsza na stałym poziomie. Takie pojazdy pod względem stylu, uroku i wzbudzanych emocji są często klasą samą dla siebie, jednak tak naprawdę najlepiej nadają się do podziwiania w muzeach i na zlotach, ewentualnie do okazjonalnej jazdy w ciepłe, słoneczne dni. Traktowanie ich jako codziennego środka transportu
nie wchodzi raczej w grę chociażby ze względu na często nieprzystające do współczesnych standardów osiągi czy poziom bezpieczeństwa. Wykorzystywanie oldtimera w takim charakterze wiązałoby się ze zbyt dużymi wyrzeczeniami i byłoby dość kłopotliwe, a poza tym tak wiekowego auta szkoda po prostu nadmiernie eksploatować. Spore grono osób chciałoby mieć jednak klasyka, którym można jeździć zdecydowanie częściej niż tylko od święta i między innymi właśnie dlatego wspomniany na początku wzrost zainteresowania klasykami dotyczy przede wszystkim youngtimerów, czyli samochodów najczęściej z lat 80. i 90. XX wieku. Z jednej strony dają one bowiem poczucie obcowania z motoryzacyjną, która odchodzi już niestety do przeszłości (spalinowe silniki bez elektrycznych „wspomagaczy”, analogowa obsługa, rozsądna ilość pokładowej elektroniki), a z drugiej jeżdżą całkiem współcześnie, nie są uciążliwe w eksploatacji i sprawdzają się nawet na trasach szybkiego ruchu. Jest to oczywiście pewne uogólnienie, bo na przykład Fiat Panda pierwszej generacji to zupełnie inna bajka niż odpowiadający mu wiekiem Mercedes klasy S. Generalnie można jednak przyjąć, że youngtimery to klasyki, którymi bez problemu da się poruszać na co dzień. Radość z posiadania i użytkowania takiego auta mogą z pewnością zwiększyć żółte tablice rejestracyjne, świadczące o zabytkowym statusie pojazdu. Co prawda, wiążą się z nim pewne obowiązki, ale przywileje je rekompensują. Żółte tablice to również sposób na dodatkowe wyróżnianie się (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) na drodze oraz gwarancja częstych wyrazów sympatii ze strony innych kierowców, szczególnie tych, którzy darzą konkretny samochód sentymentem, bo na przykład kiedyś sami taki mieli lub pamiętają go z czasów młodości czy dzieciństwa.
Problem jednak w tym, że zarejestrowanie młodych klasyków jako zabytki staje się coraz trudniejsze. Jednym z podstawowych warunków, który musi być spełniony, aby móc myśleć o żółtych tablicach jest wiek auta. Obecnie, zgodnie z obowiązującymi przepisami, wynosi on minimum 30 lat, z zastrzeżeniem, że dany model nie jest produkowany od co najmniej 15 lat. Niestety, okazuje się, że takie kryteria nie są wcale wiążące dla wszystkich województw w naszym kraju, ponieważ zdecydowana większość wojewódzkich konserwatorów zabytków na obszarach, które mają pod swoją pieczą wprowadza własne wymogi. Jak łatwo się domyśleć, w porównaniu z tymi ogólnie obowiązującymi przeważnie są one zaostrzone. Na minimalnie łagodniejsze traktowanie można liczyć tylko w województwach kujawsko-pomorskim i lubelskim, w których samochód może
zostać zarejestrowany jako zabytek, jeśli ma co najmniej 30 lat i nie jest już produkowany, ale bez doprecyzowania, od jakiego czasu. W województwach świętokrzyskim, wielkopolskim i zachodniopomorskim wymogi pokrywają się z tymi, które zostały określonymi przez ogólne przepisy, a więc minimalny wiek auta wynosi 30 lat, a czas od zakończenia produkcji to 15 lat. W województwach małopolskim, mazowieckim, śląskim i warmińsko-mazurskim wspomniane kryteria wynoszą odpowiednio 35 i 20 lat, w podkarpackim - 40 i 15 lat, a w dolnośląskim, lubuskim i opolskim - 40 i 20 lat. Z kolei w województwie pomorskim samochód musi mieć co najmniej 40 lat i nie być produkowany, ale nie określono od jak dawna. Najostrzejsze wymogi obowiązują natomiast w województwach podlaskim, gdzie rekomendowany minimalny wiek pojazdu ubiegającego się o status zabytku to aż 50 lat, bez kryterium dotyczącego czasu, który upłynął od zakończenia jego wytwarzania, oraz łódzkim, gdzie auto również musi mieć minimum 50 lat, a do tego nie może być produkowane od co najmniej 20 lat. Oznacza to, że w tych dwóch województwach kryterium wiekowego uprawniającego do rejestracji na żółte tablice nie spełniają aktualnie takie modele jak chociażby BMW E21 (czyli pierwsza generacja „trójki”), Mercedes W123 (popularna „Beczka”), Škoda Typ 742 (najczęściej występująca u nas w wersjach o oznaczeniach 105 i 120) czy Polonez (nawet w najstarszej postaci zwanej „Borewiczem”). Ktoś tu więc chyba mocno przesadził... Dla uściślenia warto dodać, że w każdym województwie jako zabytek można zarejestrować także samochód, który nie spełnia wymogów wiekowych, ale wtedy musi on być z jakiegoś powodu wyjątkowy, a za taki uznany zostanie wówczas, gdy na przykład posiada unikatowe rozwiązania techniczne, jego właścicielem była powszechnie znana osoba lub uczestniczył w jakimś ważnym wydarzeniu historycznym. Takie przypadki to jednak nisza w niszy, więc nie ma tutaj sensu się nad nimi rozwodzić.
Wracając do meritum, absolutnie kuriozalne wydaje się to, że mimo ogólnie obowiązujących przepisów, każdy wojewódzki konserwator zabytków może ustalić własne kryteria wiekowe, które musi spełniać auto, aby mogło uzyskać status zabytku. Rezultatem jest nierówne traktowanie właścicieli i entuzjastów klasyków w zależności od tego, w której części kraju mieszkają. Dla przykładu, w województwie kujawsko-pomorskim można ubiegać się o żółte tablice dla Volkswagena Vento z początku produkcji, natomiast w łódzkim z góry nie zasługuje na to jego o dwie generacje starszy poprzednik, czyli pierwszy Volkswagen Jetta. Jest to więc jakiś absurd. Zresztą, spełnienie wymogu wiekowego wcale nie gwarantuje, że samochód otrzyma upragnione żółte tablice. Konserwator może bowiem wydać negatywną decyzję, jeżeli w danym województwie jako zabytki zarejestrowanych jest już sporo egzemplarzy danego modelu, przy czym „sporo” to w tym przypadku pojęcie względne, zależne od subiektywnej oceny osoby uprawionej do orzekania w powyższej kwestii. To kolejny absurd, ponieważ wydaje się, że każdy pojazd, który spełnia wszelkie formalne wymogi powinien otrzymać żółte tablice, a wprowadzanie w tym względzie jakichś kryteriów ilościowych jest zupełnie bez sensu. Jeżeli jakiś egzemplarz zasługuje na status zabytku, to bezwzględnie powinien go otrzymać, bez względu na to, czy w danym województwie żółte tablice posiada 10 czy 100 takich samych aut.
Dlaczego w jednym rejonie kraju konkretny samochód spełnia warunki uprawniające do rejestracji na zabytek, a w innym bardzo mu do tego daleko? Z jakiej racji ma istnieć w tej kwestii tak znaczący rozdźwięk pomiędzy poszczególnymi województwami? Czy ogólne przepisy naprawdę nie wystarczą i każdy wojewódzki kurator zabytków musi wprowadzać własne? Czemu to ma służyć i w czyim jest interesie? To tylko niektóre z pytań, które rodzą się w związku z obecną sytuacją dotyczącą włączania pojazdów do ewidencji zabytków. Odpowiedzi na nie z pewnością chcieliby poznać przede wszystkim posiadacze youngtimerów, bo to właśnie oni są tutaj najbardziej poszkodowani. Wydaje się, że na decyzyjnych stanowiskach w wojewódzkich urzędach ochrony zabytków powinni pracować ludzie będący prawdziwymi entuzjastami zabytków (nie tylko tych na czterech kołach), którzy będą wyciągać pomocną dłoń w kierunku właścicieli młodych klasyków chcących otrzymać żółte tablice rejestracyjne, a nie rzucać im kłody pod nogi. Używając sportowego żargonu, zarówno jedni, jak i drudzy grają teoretycznie w tej samej drużynie i mają wspólny cel. Niestety, rzeczywistość zupełnie tego nie potwierdza, a racjonalnych argumentów, które pozwoliłyby to zrozumieć po prostu nie ma.
Zdjęcie: Volkswagen AG