Niby tylko taki niewielki gadżet w postaci siateczki, ale potrafi ona radykalnie uprościć przewożenie przedmiotów
KONIEC GALERII
Egzemplarz Toyoty Aygo X, który otrzymałem do testu, był wyjątkowy i niepowtarzalny. Naprawdę, to nie jest żadna próba przypodobania się importerowi, czy też dealerowi, i mam na to dowody. To reprezentant niedostępnej już wersji wyposażenia (Selection), który – aby było jeszcze ekskluzywniej - został powleczony nieoferowanym już dwukolorowym lakierem: głównym w kolorze Cardamom Green połączonym z Eclipse Black. Dodatkowo nadzwyczajność modelu spotęgowana została miękkim dachem, znanym i spotykanym przede wszystkim w modelach cabrio.
Sala luster
Czy może być coś piękniejszego i bardziej zbliżającego nas do natury niż jazda z otwartym dachem? No właśnie, a ten zastosowany w Aygo X ma dodatkową zaletę: nie obdziera nas całkowicie z prywatności, co jest bardzo
częste w modelach cabrio. Tym samym możemy bez narażania się na spojrzenia przechodniów, czy też innych kierowców oddać się kontemplacji obcowania z muzyką. Z pewnością znaczny w tym udział ma opcjonalny system audio JBL (dostępny w testowanym egzemplarzu), który posiada głośniki rozmieszczone tylko z przodu, i to aż cztery. Nie inaczej jest z rozmową telefoniczną (smartfon paruje się bezproblemowo), która pozbawiona jest zakłóceń, a jej treść dostępna jest tylko dla osób siedzących z przodu. Elektryczny miękki dach w Aygo X jest doskonały, ale nie idealny. Za jednym naciśnięciem może rozsunąć się do końca, również w trakcie jazdy. Jednak zamknięcie go jest dwuetapowe: automatycznie zasuwa się tylko do połowy i aby zamknąć go całkowicie konieczne jest trzymanie naciśniętego przycisku. Szkoda, że zabrakło miejsca na funkcję „auto”, tym bardziej, że nie możemy tej czynności wykonać również pilotem.
Fotele są wygodne, a ich tapicerka posiada ciekawy wzór z motywami X. Miejsca z przodu jest wystarczająco i osoby o przeciętnej posturze nie powinny mieć problemu ze znalezieniem komfortowej pozycji dla siebie. Jednostopniowe podgrzewanie foteli przednich (z sygnalizacją przy centralnym ekranie – to nie są przyciski dotykowe do jej włączania) działa sprawnie i posiada pamięć, tym samym przy każdym odpaleniu Aygo X fotele będą raczyć nas swoją dodatkową ciepłotą.
Zajęcie miejsca na tylnej kanapie jest wyzwaniem logistyczno-fizycznym i potrafi u osób które obchodziły już przynajmniej swoje czterdzieste, czy też pięćdziesiąte urodziny wzbudzić falę sentymentu, którą ciężko będzie im zatrzymać. Pomimo że Aygo X posiada drzwi z tyłu, to wsiada się do niego jak do Fiata 126p, też trzeba się tego nauczyć, aby nie stanowiło to wyzwania ponad miarę. Powodem są stosunkowo małe i wąsko otwierające się drzwi. Kiedy jednak zasiądziemy na tylnej kanapie, całe podobieństwo znika. Jest wystarczająco miejsca – tak na nogi, jak również nad głową – dla dwóch osób o przeciętnej posturze. Warto jednak nie rozglądać się zbytnio, aby nie poczuć drugiej
fali wzruszenia. Jej źródłem są boczne tylne szyby, które nie są opuszczane, a uchylne, jak w „maluchu”. Na szczęście jest miejsce, aby schować jednorazowe chusteczki. Wysiadanie przez tylne drzwi powinno być dozwolone tylko jak karoseria Aygo X jest sucha i czysta, gdyż nie da się tego wykonać bez pełnoskalowego otarcia się o nią, a przynajmniej ja nie znalazłem żadnej osoby której to by się udało. Fakt, nie byłem pod szkołą akrobatów i ludzi gum.
Klimatyzacja automatyczna ma dwufunkcyjne działanie, „fast” lub „soft”. Pierwsze wyraźnie podnosi głośność jej działania, ale idzie za tym próba jak najszybszego dojścia do zadanej temperatury. W upalny, ale pochmurny dzień, w zasadzie bez problemu udaje jej się to. „Soft” uspokaja i wycisza pracę klimatyzacji i ma się wrażenie iż jej głównym zadaniem w tym momencie staje się utrzymanie panującej temperatury w kabinie, jaka by ona nie była.
Otwierając klapę bagażnika nie spodziewałem się niczego przełomowego, tymczasem zostałem pozytywnie zaskoczony, jakbym odkrył nową funkcję zabawki. Nie mam tutaj na myśli pojemności bagażnika, która jest wystarczająca na codzienne zakupy oraz krótkie weekendowe wypady. Jednak producentowi udało się zwiększyć jego użyteczność, i to w prosty, acz przemyślany sposób. Została w nim zainstalowana siatka (luźno wisząca), która w doskonały sposób powodowała, że przedmioty nie latały po całej powierzchni bagażnika. Tym samym przewożąc szklane butelki nie musiałem obawiać się o ich stan po dotarciu do celu.
Kolejka górska
Wydaje się że w ostatniej fazie projektowania producent zdał sobie sprawę, iż przewidziany do Aygo X silnik może nie sprawdzać się w każdych warunkach i postanowił temu przeciwdziałać, stosując modelowi terapię odchudzającą. Dzięki niej żadna z bocznych elektrycznych szyb w nim nie posiada funkcji auto (trzeba trzymać przycisk aby otwarła się całkowicie lub zamknęła) i nikt z pasażerów nie ma uchwytu do przytrzymania się, o kierowcy już nie wspominając. To nie wszystkie elementy zastosowanej terapii. Zabrakło podłokietnika (tak z przodu jak również z tyłu), schowka na okulary, czy chociażby podświetlenia osłon przeciwsłonecznych. Naprawdę się wzruszyłem tą walką producenta o każdy gram samochodu. Niestety terapia, acz efektowna, to nie do końca została zakończona sukcesem. Używanie pedału gazu w pełnym jego zakresie jest bez sensu, bo nie przyspieszamy szybciej, a jest tylko głośniej w kabinie. Aczkolwiek ten sposób podnoszenia decybeli ma sens: jeżeli kierowca chce coś powiedzieć, a nie może doprosić się o uwagę pasażerów. Maksymalne naciśnięcie pedału przyspieszenia rozwiązuje ten problem gdyż, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszyscy oni milkną i zaczynają niepewnie spoglądać to na kierowcę, to przez boczne szyby oczekując że krajobraz zmyje się w jednolitą plamę. Oczywiście nic takiego się nie dzieje, bo Aygo X w rubryce przyspieszenie powinno mieć wpisane „jest”, ale to niczego mu nie ujmuje. Jednak cel zostaje osiągnięty, a uwaga pasażerów koncentruje się na kierowcy i to bez nadmiernego zainteresowania przechodniów, gdyż wydaje się iż cały dźwięk „ryczącego” napędu skierowany jest do wnętrza kabiny. Można by przypuszczać iż opieszałość w przyspieszaniu spowodowana jest działaniem automatycznej skrzyni biegów. Też tak pomyślałem i zacząłem pokonywać kolejne kilometry korzystając z manetek przy kierownicy lub ręcznie zmieniając biegi dźwignią. Efekt? Nic się nie zmieniło, a ja miałem wtedy tylko więcej czynności do wykonywania i... radochy. Pomimo że tradycyjna rączka hamulca ręcznego zachęca do wyniesienia zabawy na wyższy poziom, znany z pustych parkingów i silników pracujących na wysokich obrotach, to odradzam taką formę doładowania adrenaliny. To jest jak przyjście do wesołego miasteczka z przenośną konsolą do gier, bez sensu.
Prowadzenie Aygo X jest czystą rozkoszą i zabawą, również poza miastem, oczywiście jak nie spieszysz się próbując pobić czasy kolejnych odcinków trasy, wtedy twój poziom satysfakcji może okazać się ujemny. W mieście stara się być najlepszym przyjacielem. Jest zwrotna, niedobory dynamiki udaje się jej dobrze ukryć (nawet jak wypełniona jest czwórką dorosłych osób), dzielnie walczy z ubytkami w strukturach nawierzchni, a przy tym kabina nie przechyla się na boki jak wahadło metronomu. W trasie Aygo X nie przerażają kręte drogi, czy ciasne zakręty. Zachowuje się na nich przewidywalnie i zgodnie z oczekiwaniami kierowcy, aczkolwiek wyprzedzania innych pojazdów bym się wystrzegał, chyba że tych wolnobieżnych. Nie jest za szybko, a wzniesienia wprawiają w zakłopotanie układ napędowy, ale jesteśmy otoczeni dźwiękami niosącymi komunikat że praca pod maską wre w najlepsze, co nawet u osób nadpobudliwych hamuje chęć wyjścia z kabiny i popchania Aygo X. Zamiast tego opływa nas fala zrozumienia i akceptacji względem wysiłku który podejmuje. Na autostradzie nie czujemy się jak obce ciało. Z mozołem i w rytmie tętna osoby siedzącej na ławeczce przyglądającej się pływającym łabędziom osiąga prędkość autostradową. Przy okazji karmi nasze uszy gangiem silnika, który jest wyrazisty - to najlepsze jego określenie - przez cały czas jak trzymamy nogę na pedale gazu, a musimy to robić, chcąc utrzymać prędkość lub przyspieszając. Aygo X nie jest podatne na boczne podmuchy, i pomimo że sprawia mu różnicę ile osób znajduje się w kabinie, to tylko przy przyspieszaniu, a nie w pozostałych aspektach jazdy.
Skrzynia biegów próbuje odgadywać nasze zamiary, ale praktycznie za każdym razem wydaje się być nimi zdziwiona, trochę jak my w pałacu strachów – wiemy że zaraz coś wyskoczy, jesteśmy czujni, lecz dajemy się zaskoczyć i wystraszyć. Powodem tego jest ciągłe jej dążenie do żeglowania (efekt jakbyśmy wrzucili bieg neutralny) w momencie niedotykania pedału gazu. Znacznie to wycisza pracę silnika, być może zmniejsza spalanie, ale wszystko to kosztem opóźnienia w działaniu skrzyni biegów. Jednak jej zachowanie to symbioza z kierowcą. Tak jak my ją zaskakujemy chcąc przyspieszać, tak ona odwdzięcza się nam tym samym (przynajmniej za pierwszym razem) kiedy chcemy zgasić Aygo X – nie możemy tego zrobić jeżeli nie włączymy biegu „P” (parking).
Albo się popsułem, albo ze mną w trakcie testu stało się coś wyjątkowego lub niedobrego (wszystko zależy od podejścia), ale niemal każdy kilometr Aygo X pokonałem jakby nie było w nim zainstalowanych żadnych systemów wspomagających kierowcę. A były. Wiem to, bo czytałem specyfikację. Jednak – w moim przypadku – całkowicie nie ingerowały one w moje prowadzenie. Gdyby jeszcze system start-stop (można go wyłączyć - do następnego odpalenia - fizycznym przyciskiem) nie był takim pracoholikiem (potrafił już zadziałać, jak jeszcze się toczyłem), to pomyślałbym że do testów dostałem analogowy model.
Aygo X nastawione jest na zwiedzanie i poznawanie nowych miejsc, gdyż korzystając z fabrycznej nawigacji nie potrafiła ona znaleźć kilku lokalizacji, które jej zadałem. Jednak w swoim dążeniu do poznawania nowych dróg i jazdy na azymut nie jest nachalne. Wystarczy włączyć bezprzewodowy Android Auto (działa sprawnie, stabilnie oraz bez zakłóceń i dobrze że nie wymaga kabla, ponieważ w kabinie znalazło się tylko jedno gniazdo USB – tradycyjne – i miałbym dylemat co wybrać, muzykę czy podpięcie smartfona z Android Auto), aby całkowicie wygasić w sobie gen podróżnika i odbyć trasę na przyjętych przez siebie warunkach. Przy okazji nie trzeba martwić się o stopień naładowania smartfonu, gdyż ładowarka indukcyjna działa dobrze i nie nagrzewa ponadnormatywnie telefonu. Należy tylko pamiętać aby ją włączyć (fizycznym przyciskiem) ponieważ inaczej będzie zwykłą półeczką.
Producent obiecuje średnie spalanie w okolicach 5 l/100 km. To nie są abstrakcyjne wartości, aczkolwiek mi w teście nie udało się ich osiągnąć. Poruszając się wszystkimi rodzajami dróg, nie omijając również autostrad, gdzie przez prawie połowę testu w Aygo X znajdowały się cztery dorosłe osoby, średni wynik z niego wyszedł 6,6 l/100 km. Aczkolwiek przy normalnej jeździe drogami lokalnymi, kiedy sam obcowałem z modelem, pojawił się wynik 5,6 l/100 km.
Pierwotnie wydawać by się mogło, że przy gabarytach Aygo X (3700 mm długości) podnoszenie jego wagi czujnikami parkowania oraz kamerą cofania, jest jak zakładanie maski do pływania wraz z butlą tlenową idąc kąpać się w wannie. Nic bardziej mylnego gdyż nie tylko zostały one dobrze skalibrowane (nie są nadwrażliwe), to dodatkowo kamera cofania pozwala na precyzyjne dojechanie do przeszkody – również dzięki dobrej jakości obrazu na centralnym ekranie – czego nie udałoby się zrobić jedynie za pośrednictwem lusterek i czujników parkowania. Za taki sposób tworzenia „nadwagi” jestem w stanie przyklasnąć.
Wesołe miasteczko
Chcąc codziennie bawić się w wesołym miasteczku trzeba liczyć się z kosztem między 150, a 200 PLN dziennie (Legendia Chorzów: 139 – bilet elektroniczny - lub 159 PLN, Energylandia: 179 PLN – sezon niski, 199 PLN – sezon wysoki). Tymczasem w 2023 roku, kiedy Toyota Aygo X w testowanej specyfikacji była dostępna, trzeba było za nią zapłacić 99 900 PLN (92 900 samochód + 5 000 elektryczny dach + 2 000 PLN audio JBL). Wychodzi zatem, że zakup indywidualnego wesołego miasteczka - jakim jest ten model – który zapewnia zbliżony poziom satysfakcji, zwraca się trochę po ponad półtorej roku użytkowania. Czy warto zatem przepłacać za park rozrywki, skoro można mieć taki na wyłączność? Bo koegzystowanie z Aygo X jest jak wizyta w wesołym miasteczku. Jedni będą narzekać, że za głośno, za wolno, za tłoczno (jak akurat będziesz jechał w cztery osoby), że drogo, że... , a inni po prostu będą się dobrze bawić. Ja zdecydowanie zaliczam się do drugiej grupy. Warto sprawdzić w której ty jesteś.
Specyfikacja Toyoty Aygo X:
Silnik: trzycylindrowy 1.0 VVT-i
Maksymalna moc silnika: 72 KM
Maksymalny moment obrotowy: 93 Nm
Napęd: na oś przednią
Skrzynia biegów: automatyczna bezstopniowa
Przyspieszenie 0-100 km/h: 14,8 sek.
Średnie zużycie paliwa w cyklu mieszanym (WLTP): 4,9 – 5,0 l/100 km
Pojemność bagażnika: 231l
Długość: 3700 mm
Szerokość: 1740 mm
Wysokość: 1525 mm
Wnętrze Toyoty Aygo X 1.0 VVT-i 72 KM Multidrive S Selection