Kiedyś deski rozdzielcze samochodów były skromne i przejrzyste, a w ich skład wchodził zestaw najpotrzebniejszych wskaźników oraz kilka przycisków, pokręteł i cięgien do sterowania pokładowym wyposażeniem. Taka prostota bez wątpienia mogła się podobać, czego dowodem jest chociażby to, że wielu starszych kierowców wspomina ją z sentymentem. Przesiadając się z auta na auto nie trzeba było wertować instrukcji, aby dowiedzieć się, co do czego służy albo w którym miejscu znajduje się element odpowiedzialny
za obsługę danej funkcji. Oczywiście, zdarzały się samochody, których producenci mieli własną, odmienną od innych wizję ergonomii i logiki sterowania, ale generalnie większość należała w tej dziedzinie do mainstreamu. Systematyczne wydłużanie listy wyposażenia, tak standardowego, jak i opcjonalnego, sprawiło, że kokpity aut zaczęły się stawać coraz bardziej zatłoczone przez przyciski i pokrętła, a w rezultacie pojawiły się zarzuty, że w ich gąszczu można się pogubić. Jednym z najczęściej krytykowanych pod tym względem aut był Opel Insignia pierwszej generacji, na którego konsoli centralnej rzeczywiście umieszczono imponującą ilość klawiszy.
Obecnie jednak wszystko się zmieniło i na deskach rozdzielczych samochodów nie królują już fizyczne elementy obsługi, tylko mniejsze lub większe wyświetlacze. To, co analogowe stało się nagle passé, czego doskonałym przykładem są klasyczne wskaźniki za kierownicą, na czele z prędkościomierzem i obrotomierzem. One również coraz częściej są zastępowane przez cyfrowy ekran, dający przeważnie możliwość personalizacji i ustawienia takiego widoku zegarów, jaki użytkownikowi najbardziej się podoba lub jaki w danym czasie jest optymalny pod względem przekazywanych informacji. Entuzjastom gadżetów i nowoczesnych technologii bardzo to odpowiada, natomiast tradycjonalistom kręci się w oku łezka na wspomnienie tradycyjnych, mechanicznych zegarów, które bez wątpienia miały zdecydowanie więcej uroku niż ich wirtualne odpowiedniki. Generalnie jednak wyświetlacze instalowane za kierownicą w zastępstwie klasycznych wskaźników
nie budzą takich kontrowersji, jak dotykowe ekrany montowane na konsoli środkowej i umożliwiające obsługę większości pokładowych funkcji. Początkowo miały one dość skromne rozmiary i pozwalały zarządzać multimediami, towarzysząc przyciskom i pokrętłom, jednak z czasem stawały się coraz większe, zastępując i przejmując zadania fizycznych elementów sterowania, które w skrajnych przypadkach zostały praktycznie zupełnie wyeliminowane, czego sztandarowym przykładem są samochody marki Tesla. Rozsądnie myśląc wydaje się to już grubą przesadą. Co prawda od dotykowej obsługi pokładowego wyposażenia aut nie ma raczej odwrotu, ale ważne jest, aby producenci podchodzili do tematu w sposób racjonalny, a konkretnie pamiętali o tym, aby sterowanie najważniejszymi i najczęściej używanymi funkcjami w jak najmniejszym stopniu odwracało uwagę kierowcy od prowadzenia samochodu. Tym samym nie może być tak, żeby włączanie świateł czy ustawianie temperatury klimatyzacji wymagało przeklikania się przez wielopoziomowe menu. Jeżeli musi się to koniecznie odbywać z poziomu ekranu, to warto, aby ciągle był na nim widoczny pasek umożliwiający szybki dostęp do kluczowych funkcji. Najlepiej jednak, aby obsługiwało się je konwencjonalnymi przyciskami i pokrętłami, którymi można się posługiwać na wyczucie, bez konieczności odrywania wzroku od drogi. Ma to niezwykle istotne znacznie z punktu widzenia bezpieczeństwa jazdy, ponieważ nawet chwilowa przerwa w obserwacji sytuacji przed autem może doprowadzić do wypadku, którego prawdopodobieństwo rośnie wraz ze wzrostem prędkości i natężenia ruchu.
O realnym zagrożeniu, jakie wiąże się z postępującą dotykową obsługą elementów wyposażenia samochodów świadczy to, że na ową kwestię zwróciła uwagę niezależna europejska organizacja do spraw oceny bezpieczeństwa pojazdów, czyli Euro NCAP, która od lat przeprowadza crash testy nowych samochodów, a następnie przyznaje im gwiazdki w ilości odzwierciedlającej poziom zapewnianej ochrony, i to nie tylko pasażerom na pokładzie (dorosłym i dzieciom), ale także pieszym. Na ostateczną ocenę wpływ ma również wyposażenie auta z zakresu systemów asystujących. Obecnie zdobycie przez samochód maksymalnej noty, czyli pięciu gwiazdek, nie jest żadnym ewenementem, a raczej regułą - większość modeli kończy test z takim właśnie wynikiem. Wkrótce może to jednak ulec zmianie, a wszystkiemu winna jest właśnie dotykowa obsługa. Euro NCAP ogłosiło bowiem, że od stycznia 2026 roku
wprowadzi nowe kryteria dotyczące przeprowadzanych testów zderzeniowych, zgodnie z którymi uzyskanie przez auto pięciogwiazdkowej oceny końcowej będzie możliwe tylko wtedy, gdy obsługa pięciu najważniejszych funkcji, to jest kierunkowskazów, świateł awaryjnych, wycieraczek przedniej szyby, klaksonu oraz systemu eCall będzie się odbywać przy pomocy fizycznych elementów sterowania, a nie za pośrednictwem ekranu dotykowego.
Oczywiście, producentów nikt do tego nie zmusi i będą mieli w tym temacie „wolną rękę”, ale można się spodziewać, że raczej zastosują się do wyżej wspomnianego wymogu, ponieważ nie będą chcieli, aby tylko z takiego powodu ich modele zostały pozbawione możliwości zdobycia pięciu gwiazdek w testach zderzeniowych. Oceny przyznawane samochodom przez Euro NCAP mają bowiem w oczach klientów wysoką wartość i dlatego żadna marka nie może sobie tutaj pozwolić na zaniedbania. Wszystko wskazuje więc na to, że mimo postępującej mody na dotykowe ekrany, fizyczne elementy obsługi nie znikną całkowicie z desek rozdzielczych samochodów, co na pewno pozytywnie wpłynie na szeroko pojęte bezpieczeństwo na drogach.