Zdjęcia źródłowe: Ford Motor Company, archiwum; kolaż: studio.kdk.pl
To może być idealny "taran" I Zdjęcie: Mercedes-Benz Group AG
Ten również I Zdjęcie: Stellantis
Zdjęcia źródłowe: Mitsubishi Polska, archiwum; kolaż: studio.kdk.pl
KONIEC GALERII
Parę słów wstępu dla tych wszystkich kierowców, którzy żyją we własnym świecie i nie wiedzą czym są Strefy Czystego Transportu (SCT). Jest to kara nakładana na władze, które rządzą w miastach o liczebności większej niż 100 000 mieszkańców. Stosowana ona jest za niezapewnienie przez nich powietrza o odpowiedniej jakości. Wtedy na rządzących nakładany jest obowiązek wydzielenia obszaru, do którego będą mogły wjeżdżać tylko samochody spełniające określone wymogi. Przy czym, tak wielkość obszaru, jak również kryteria i obostrzenia dotyczące pojazdów mogących się po nim poruszać leżą w gestii władz tego miasta. Tym samym różne kryteria mogą obowiązywać w poszczególnych miastach. Obowiązek utworzenia takiego obszaru, zwanego Strefą
Czystego Transportu, został zapisany w KPO (Krajowym Planie Odbudowy i Zwiększenia Odporności) jako jeden z kamieni milowych.
Zasadne zatem jest pytanie: jakie samochody uznawane są przez władze za starsze, czyli takie które nie będą mogły wjechać i poruszać się po SCT? Bazując na opublikowanych kryteriach i obostrzeniach, można stworzyć całkiem spory katalog samochodów. Powszechnie przyjęto, że modele napędzane silnikami Diesla bardziej obciążają środowisko aniżeli wyposażone w jednostki benzynowe. Tym samym nałożono na nie większe obostrzenia dotyczące spełniania normy EURO, jak również wieku. Dzięki ich wprowadzeniu z ulic miast powinny zniknąć między innymi: Alfa Romeo 159 (lata produkcji: 2005-2011, wersje 1.9 JTDm oraz 2.4 JTDm, których ceny z lat produkcji 2005-2009 oscylują od 5 do 30 tysięcy zł), Audi A6 C6 (lata produkcji: 2004-2011, wersje 2.0 TDI, 2.7 TDI i 3.0 TDI sprzed liftingu modelu w 2008 roku, ceny samochodów z lat 2004-2008: 8-55 tysięcy zł), BMW serii 5 E60 (lata produkcji: 2003-2010, wersje 520d, 525d, 530d i 535d, ceny samochodów z lat 2003-2009: 8-55 tysięcy zł), Citroen C4 I (lata produkcji: 2004-2010, wersje 1.6 HDi i 2.0 HDi, ceny samochodów z lat 2004-2009: 4-17 tysięcy zł), Ford Mondeo III (lata produkcji: 2007-2014, wersje 1.8 TDCi, 2.0 TDCi i 2.2 TDCi, ceny samochodów z lat 2007-2009: 6-36 tysięcy zł), Hyundai i30 (lata produkcji: 2007-2012, wersje 1.6 CRDi i 2.0 CRDi, ceny samochodów z lat 2007-2009: 7-22 tysiące zł), Peugeot 407 (lata produkcji: 2004-2011, wersje 2.0 HDi, 2.2 HDi i 2.7 HDi, ceny samochodów z lat 2004-2009: 3-17 tysięcy zł), Renault Megane II (lata produkcji: 2002-2008, wersje 1.5 dCi, 1.9 dCi i 2.0 dCi, ceny samochodów z lat 2002-2008: 3-17 tysięcy zł), Skoda Superb I (lata produkcji: 2001-2008, wersje 1.9 TDI, 2.0 TDI i 2.5 TDI, ceny samochodów z lat 2001-2008: 6-20 tysięcy zł), czy chociażby Toyota Land Cruiser (J120) w wersji 3.0 D-4D z lat produkcji 2002-2009, której ceny zaczynają się od 34, a kończą na 115 tysiącach zł. Wszystkie te modele łączy fakt, iż nie spełniają normy Euro 5 lub zostały wyprodukowane wcześniej niż w 2010 roku, co powoduje że od 1 lipca 2026 roku nie będą mogły wjeżdżać do Strefy Czystego Transportu w miastach (zgodnie z dotychczas opublikowanymi wytycznymi). Z wyłączeniem Toyoty Land Cruisera wszystkie modele łączy jeszcze jedno: ich średnia wartość
oscyluje w granicach 20-30 tysięcy zł, a i ona przy niektórych jest zawyżona.
Skoro jesteśmy przy pieniądzach, to warto zapoznać się z jakim kosztem dla miasta wiąże się utworzenie Strefy Czystego Transportu, a nie jest to tanie rozwiązanie. Kraków w budżecie na 2024 rok zarezerwował 16 mln zł, i to tylko na pierwsze etapy przygotowań do jej wprowadzenia, a w wieloletniej prognozie finansowej - do 2026 roku - zabezpieczono w sumie 24 mln zł. Warszawa, gdzie SCT łącznie ma objąć obszar 37 kilometrów kwadratowych, czyli siedem procent powierzchni stolicy, szacuje, iż koszt jej wdrożenia wyniesie około 1 mln zł, ale go nie przekroczy. W ramach powyższej kwoty ma zostać opracowany projekt organizacji ruchu oraz wykonanie oznakowania i uruchomienie elektronicznego systemu kontroli. Dodatkowo konieczne będzie uruchomienie i wyposażenie punktów wydawania naklejek, nawet jeżeli w założeniach przyjęto wykorzystanie lokali już przeznaczonych do obsługi obywateli w urzędach gminy lub w punktach obsługi pasażera. Kolejnym obciążeniem dla budżetu miasta będzie wydawanie nalepek, gdyż koszty ich produkcji i dystrybucji będą wyższe, aniżeli wpływy z opłat określonych w projekcie uchwały na podstawie art. 39 ust. 11 Ustawy.
Tymczasem jest prostszy i dużo tańszy sposób na wyeliminowanie starszych samochodów z ulic miast. Moralnie dyskusyjny, jednak jego realizacja mieści się w ramach prawa.
Realia
Samochód jest produktem, którego stopień zużycia oraz kondycja praktycznie w całości zależy od jego właściciela czy też użytkownika. Przez to, ten sam model z tego samego rocznika oraz ze zbliżonym przebiegiem może być całkowicie zużyty lub nosić minimalne ślady eksploatacji. Jednak będzie łączyć je jedna rzecz: każdy samochód (z marginalnymi wyjątkami) wraz z upływem lat traci na wartości, ale ceny części do niego nie są coraz niższe, tak samo jak koszty robocizny. Może nawet okazać się, iż przy tych samych kosztach części model młodszy zostanie naprawiony taniej. Wszystko to z powodu prawdopodobieństwa poświęcenia większej ilości czasu na naprawę starszego egzemplarza, która wynika z trudności w odkręceniu śrub, zardzewiałych połączeń, czy chociażby zapieczonych elementów, które trzeba rozebrać. Tym samym koszt serwisu starszego samochodu w odniesieniu do jego ceny rynkowej będzie znacznie wyższy niż nowego egzemplarza. To ważna informacja, bo ona tak po prawdzie tworzy rozwiązanie na pozbycie się niechcianych przez władze i niektórych ludzi aut.
Krok 1
Proces eliminowania starszych pojazdów z ulic miejskich trzeba zacząć od zakupu... samochodu. Jednak nie obojętnie jakiego, a takiego, którego nadrzędną cechą będzie „pancerność”, czyli jak największa odporność na uszkodzenia, również poszycia zewnętrznego. Wbrew pozorom wybór takich modeli jest spory, a cena ich zakupu, szczególnie w stosunku do kosztów utworzenia SCT, minimalna. Jednym z takich modeli jest Mercedes ML (I generacji), za którego, w zależności od stanu, trzeba zapłacić od 8 do 30 tys. zł (oczywiście pomijając wersję AMG). Kolejne to Opel Frontera (I i II generacji - od 6 do 25 tys. zł), Kia Sorento (I generacji - od 12 do 28 tys. zł), Ford Explorer (I i II generacji - od 17 do 23 tys. zł), Jeep Wrangler (I i II generacji - od 30 do 75 tys. zł), Mitsubishi L200 (III i IV generacji - od 18 do 80 tys. zł), czy chociażby Nissan Navara (II i III generacji - od 20 do 75 tys. zł). Jak widać wybór jest okazały. Ciekawym przypadkiem jest Toyota Land Cruiser (J120), która równocześnie spełnia kryteria „pancerności”, jak również modelu niemile widzianego na ulicach. Przed przejściem do kroku 2 pozostaje już tylko wybór najbardziej pasującego modelu, jego zakup, rejestracja oraz wykup ubezpieczenia.
Krok 2
Samochód do realizacji zadania już jest, teraz potrzebny jest kierowca do niego. Można go oddelegować ze struktur urzędu lub też zatrudnić nową osobę, która - to warunek konieczny - będzie posiadała ważne prawo jazdy kategorii B. Najlepiej, aby zdała je niedawno lub nie prowadziła samochodu od dłuższego czasu. Nie jest to niezbędne, ale znacznie poprawi wizualną sferę całego przedsięwzięcia. Pozostaje tylko wyposażyć powyższą osobę w wizytówki i już jest gotowa do realizacji zadania polegającego na wyeliminowaniu niepasujących urzędnikom do obecnego przekazu proekologicznego samochodów. Co zatem ma robić? Ubierając jej zadania w dyplomatyczne słowa, powinna nauczyć się prowadzić samochód w przestrzeni, która nie cechuje się nadwyżką wolnego miejsca. Najlepsze do tego celu będą parkingi, i to z paru powodów. Dobrze by również było, aby oddelegowana do zadania osoba nie była zbyt pojętna, co za tym idzie, nie uczyła się zbyt szybko.
Co może stać się z połączenia niedoświadczonego kierowcy w dużym samochodzie z ciasnymi parkingami? Odpowiedź nasuwa się samoistnie: szkoda komunikacyjna. I o to właśnie chodzi. Oczywiście, nie może on tego robić z premedytacją, jak również uciekać z miejsca zdarzenia. Takie zachowanie jest niedopuszczalne i powinien zachowywać się w cywilizowany sposób. Jeżeli spowoduje stłuczkę, musi zostawić wizytówkę z namiarami do siebie i w momencie kontaktu przez pokrzywdzonego potwierdzić zaistniałą sytuację. Dobrze by było, jakby również pokusił się o słowa przeprosin, ale to już wysoki poziom kultury i nie wiem czy powinniśmy wymagać tak dużo. Pozostając w sferze technikaliów, dla zaoszczędzenia czasu, punktów karnych oraz efektywności pracy warto mieć na uwadze, aby naukę parkowania realizować pomiędzy samochodami, w których nie znajdują się kierowcy. W innym przypadku, z pewnością, będą chcieli oni wezwać policję, a to oznacza stratę całej masy czasu oraz dodatkowe koszty.
Rezultat
W modelach wytypowanych do zniknięcia z tkanki miejskiej nawet najmniejsza stłuczka może je skutecznie z niej wyeliminować. Powodem jest ich niska wartość oraz wysokie koszty naprawy. Zgodnie z obowiązującymi przepisami już szkoda przekraczająca 70% wartości pojazdu, również w przypadku realizacji naprawy z ubezpieczenia OC, powoduje, iż firma ubezpieczeniowa nie wyraża zgody na jego naprawę i kwalifikuje taki pojazd do szkody całkowitej. Oznacza to, że przy 10 tysiącach zł wartości samochodu uszkodzenia, których naprawa wynosić będzie powyżej 7 tysięcy zł nie zostaną zaakceptowane do realizacji przez firmę ubezpieczeniową. Aby osiągnąć taki pułap kwotowy nie potrzeba znacznych uszkodzeń. Czasami wystarczy zderzak, reflektor, a przerysowany bok z bardzo dużym prawdopodobieństwem - i z nawiązką - doprowadzi do przekroczenia magicznej granicy 70% wartości samochodu. Warto jednak mieć na uwadze, iż w Polsce szkoda całkowita nie oznacza bezwarunkowego wycofania pojazdu z ruchu, i po jego naprawie oraz pozytywnym przejściu stosownych badań, może on ponownie trafić na drogi. Jednak aby tak się stało, minie trochę czasu, co da oczekiwany oddech miastu. Taka sama sytuacja będzie w przypadku szkód o kwocie mniejszej niż 70% wartości pojazdu. Firma ubezpieczeniowa pokryje koszty naprawy i trafi on z powrotem na drogi, jednak upłynie bliżej nieokreślony czas, w którym nie będzie on zanieczyszczał powietrza wydalanymi spalinami.
W ten oto sposób, za ułamek kosztów potrzebnych do utworzenia Strefy Czystego Transportu, zostaną osiągnięte dwa cele: z przestrzeni miejskiej zostaną wyeliminowane samochody wytypowane jako najbardziej zatruwające powietrze oraz kolejna osoba nabędzie wysokich umiejętności przy parkowaniu.
Na koniec, żeby była jasność. Nie podpowiadam powyższego rozwiązania, a jedynie opisuję rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Nie zachęcam również do samozwańczego wdrażania w życie przytoczonego sposobu.
Zdjęcia źródłowe: Ford Motor Company, archiwum; kolaż: studio.kdk.pl