Lato jest piękną porą roku, w trakcie której, wychodząc z mieszkania, możemy ubrać się w 15 sekund, zapomnieć o wielowarstwowym stroju, czy też wyprzeć z pamięci smog. Otwierając okno
nie tylko przewietrzymy kwaterę, ale również nasze dźwiękowe zmysły wypełnią odgłosy zza okna. Nie inaczej jest mieszkając w mieście, nawet tym największym, chyba że stacjonujesz na wysokim piętrze drapacza chmur gdzie przeźroczyste części ścian są nieotwieralne, ale to wyjątki. Wszyscy pozostali dzięki wynalazkowi zwanemu oknem (otwieranym) zaznają dodatkowo kontaktu z otaczającą ich naturą. Dla szczęśliwców będą to śpiewające ptaki, jednak zdecydowana większość wpuści do swojego mieszkania dźwięki miasta – szum przejeżdżających samochodów i tramwajów, lądujących samolotów, gwar dyskutujących ludzi, płaczących dzieci, czy też stukot kółek walizek z mozołem znoszących nierówności chodnika. Tą jednolitą masę dźwięków, co pewien czas uzupełnia inny, zbyt irytujący i głośny aby go zlekceważyć. To władca ulicy pojawił się na swoim jednośladzie i oznajmia, że nią przejeżdża, informując o tym jej wszystkich mieszkańców (w dzień) oraz tych z niedalekiej dzielnicy (w nocy). Każdy taki przejazd wwierca się w mózg i powoduje, że szklanki w kredensie (jak masz) przesuwają się z taką prędkością której nie powstydziłby się krupier tasujący karty. Dźwięki są głośniejsze od przejeżdżającej na sygnale karetki. W trakcie wielu godzin, szczególnie mieszkając lub pracując przy ruchliwej ulicy, nie zapamiętasz ani jednego samochodu, bo wytwarzany przez nie szum jest praktycznie ciągły, jednak każdy motor wgryza się w pamięć. Jakby motocykliści chcieli dodatkowo zaznaczyć swoje jestestwo w twoim życiu. To nie tylko męczące, ale na dłuższą metę potrafi nawet w najspokojniejszym człowieku zasiać ziarenko agresji do nich. Aż chciałoby się przy takiej ulicy uruchomić klinikę dla ludzi walczących z agresją. Wtedy ostatecznym testem, czy mogą wrócić do społeczeństwa, byłoby umieszczenie ich na parterze, w pokoju z otwartymi oknami, bez krat, na przynajmniej jedną dobę. Jeżeli w jej trakcie nie wyskoczą przez okno, aby puścić się pędem
za jednym z motocyklistów, można uznać że terapia się powiodła oraz mogą wrócić do koegzystowania z innymi ludźmi, i to bez nadzoru.
Rozwiązaniem jest nie otwieranie okien i włączenie klimatyzacji. To pomaga, ale niejednokrotnie tylko połowicznie. Częstotliwość dźwięków wydawanych przez motor potrafi przedrzeć się i przez taką zaporę, a i mam wrażenie iż jest to jedyny odgłos, który byłby skłonny zmusić rybę do wyskoczenia z wody i galopu jak najdalej od tego miejsca. Stosując dzisiejszą narrację: jeżeli jesteś biedakiem którego nie stać na klimatyzację i dźwiękoszczelne okna, to powinieneś zmienić pracę aby na nie zarobić lub wyprowadzić się z tak prestiżowej lokalizacji jak miejscówka przy ruchliwej ulicy, przecież nikt nie każe ci tam mieszkać. W innym przypadku cierp i nie narzekaj. Naprawdę tak powinno wyglądać współżycie w dzisiejszym świecie?
Druga strona ma głos
Staram się zrozumieć stanowisko motocyklistów, którzy twierdzą, iż są słabo widoczni w lusterkach samochodów więc muszą uruchomić dodatkowy zmysł, jakim jest słuch. Stąd też ich wydechy wydają dźwięki jakby paliła się pod nimi ziemia lub startował F16. Niby sensowny argument, ale tylko do momentu aż uruchomi się przynajmniej dwie szare komórki na jego zrozumienie. W mieście zasadniczo nie ma ulicy po której można poruszać się szybciej niż 80 km/h. Najczęściej spotykaną prędkością jest 50 km/h. Dodatkowo, praktycznie wszyscy kierowcy poruszają się z maksymalną dopuszczalna szybkością lub stoją w korku wraz z innymi uczestnikami drogi. O jakim zatem nagłym zbliżeniu, którego nie da się zauważyć w lusterku, myślą motocykliści? 10 km/h, 20 km/h różnicy prędkości? To dużo? Jakie trzeba mieć umiejętności (lub ich całkowity brak) żeby one nie pozwoliły na reakcję? Chyba, że chodzi o gwałtowne otwarcie drzwi samochodu, co jak wiemy dzieje się nagminnie w trakcie stania w korku, jak potwierdzają zamówione pod tym kątem badania (to jest ironia, tak tylko dla jasności). Wydaje się zatem, że posiadanie głośnego wydechu jest jedynie wymówką, a nie racjonalnym wyborem. W dodatku niezgodnym z prawem. Będąc złośliwym napisałbym, że Policja nie potrzebuje głośnego wydechu, a jakoś wszyscy ich zauważają. Inna sprawa, że obecnie w jej szeregach – ze szczególnym uwzględnieniem tych z Wydziału Ruchu Drogowego – najprawdopodobniej pracują osoby o znacznym upośledzeniu słuchu, bo nic z tym nie robią, jakby w ogóle nie słyszeli ryku przejeżdżających motorów.
Obecnie motocykliści jawią się jako najbardziej aspołeczna grupa. Czekam tylko aż zaczną głosić hasła o uciskaniu oraz ograniczeniu ich swobody, zapominając że sami sobie na to zapracowali. Zamontujcie odpowiednie tłumiki (lub ich nie demontujcie) i witamy na drogach, a do tego momentu odpalcie motory, zamknijcie się w garażu i sami doświadczajcie dźwięków na które skazujecie innych. Tylko potem nie płaczcie, że zaczynacie słabiej słyszeć. Na szczęście idzie zima, a wraz z nią w zdecydowanej większości znikną oni z dróg.
Zdjęcie źródłowe: Conor Luddy /unsplash; kolaż: studio.kdk.pl