Wprowadzenie nowych przepisów dotyczących pierwszeństwa pieszych na przejściach spowodowało uaktywnienie się wielu ekspertów, którzy wieścili zwiększoną liczbę wypadków z udziałem przechodniów. Uwaga na zombie! Tak można by skrócić ich przewidywania i jednocześnie odezwę do kierowców. I co? I nic. Wykres wypadków pozostał praktycznie
linią płaską, co w tym przypadku – w przeciwieństwie do wykresu EKG – jest dobrą wiadomością. Specjaliści nie przypuszczali że do tej pory kierowcy i kierowczynie (co to w ogóle jest za słowo?) nienawidzili płynnej jazdy, tylko nie mieli w sobie tyle samozaparcia żeby to wyartykułować. Przepisy pozwoliły na pozbycie się tej traumy i od tego momentu powszechnym zjawiskiem stało się podhamowywanie przed przejściem dla pieszych, aby sprawdzić czy bezpiecznie można dalej jechać. Jakby przed nim wybudowano progi spowalniające albo postawiono znak z ograniczeniem prędkości do spacerowej.
Przechodnie, początkowo nieufni, dalej przed wejściem na przejście sprawdzali, czy zbliżający się samochód hamuje, a oni bezpiecznie będą mogli przetransportować się na drugą stronę jezdni. Jednak w miarę upływu czasu zaczęli nabierać zaufania i stopniowo ograniczali swoje dotychczasowe nawyki, aż praktycznie przestali zwracać uwagę na to, czy znajdują się jeszcze na chodniku, czy już weszli na ulicę. Co prawda to zjawisko bardziej powszechne stało się na ulicach osiedlowych (nie objętych strefą zamieszkania), jak również lokalnych, ale to i tak piękny przejaw bezgranicznego zaufania porównywalnego ze swobodnym pływaniem z rekinami – oby były najedzone, a wszyscy
dookoła nie krwawili. Czy ktoś tutaj nie wierzył w społeczeństwo? Jeżeli tak, to czas to odszczekać.
Tylko ludzie małej wiary mogliby nazwać takie zachowanie irracjonalnym i stwierdzić, że spowoduje ono nadmierną selekcję naturalną pieszych. Nawet kiedy postępowali jakby chcieli oszukać wszelkie prawa i zjeść więcej niż jedno jajko na czczo, wsadzając do ust dwa na raz. I znowu pomyłka. Okazało się, że kierowcy to stalkerzy gier zręcznościowych i z wrodzonym wdziękiem, dwutonowymi pojazdami, zaczęli unikać spotkań z pojawiającymi się znikąd nie tylko pieszymi, ale również rowerzystami i ujeżdżaczami hulajnóg.
Dzieci są największym dobrem społeczeństwa. To nie propaganda, a zdanie powtarzane w każdym zakamarku kraju. Tak mówią chociażby matki i rządzący, więc musi to być prawdą. Kierowcy wzięli sobie je „do serca” i zaczęli traktować pieszych jak dzieci, które – co jest zgodne z obecną polityką państwa – należy bezgranicznie chronić. Z pewnością przyczyniła się do tego Policja, która za każde zdarzenie drogowe z udziałem pieszego obwiniała kierowcę. Chyba że miał on wideorejestrator, to wtedy robił się problem i musiała ona rzetelnie podejść do sprawy. Ale nie ma co drążyć i psioczyć, że mundurowi polubili łatwe rozwiązania. W opiece nad dobrostanem pieszych pomocny okazał się jeden ze stosunkowo rzadko używanych wynalazków w samochodzie, czyli klakson. I jak hamulce nie dawały rady zatrzymać masy samochodu wraz z jego pasażerami, to on pozwalał zapatrzonemu w smartfon lub siną dal przechodniowi dać znać, że kierowca robi wszystko co może aby go nie potrącić, ale dobrze by było żeby on trochę pomógł i odskoczył z linii natarcia auta.
Gwałtowne spotkanie człowieka z masą poruszającą się na czterech kołach może spowodować u niego przemieszczenie się organów wewnętrznych, a w konsekwencji coś na kształt marmolady. To dobra wiadomość dla zakładów pogrzebowych, które niewątpliwie liczyły na dodatkowy ruch w interesie po wprowadzeniu przepisów. Jednak nie tylko one, bo mogli „zacierać ręce” również rehabilitanci, czy też psychiatrzy i psycholodzy. Szczególnie jak wcześniej za pewnik uznali głoszone przez ekspertów wizje. Liczyli na zwiększone zyski, a tutaj one nie nastąpiły. Ludzie nie zaczęli bardziej ulegać nagłym odejściom z tego świata, to przykra wiadomość dla zakładów pogrzebowych. Nie zwiększyła się liczba kontuzji po spotkaniu masy organicznej z masą stali i plątaniny elektroniki, co zwiększyłoby zyski rehabilitantów i z pewnością wpłynęło na ich dobre samopoczucie. Nie inaczej z psychiatrami oraz psychologami, którzy w zakresie leczenia traum powypadkowych nie odnotowali dodatkowych pacjentów. I dobrze, bo to by oznaczało zbijanie majątku na krzywdach bliźnich.
Obserwator Pozytywów to napisany w ironicznym stylu tekst przedstawiający w pozytywny sposób złe lub nadużywane rozwiązania oraz niewłaściwe codzienne zachowania.