Zdjęcia źródłowe: Freepik, rawpixel.com /Freepik; kolaż: studio.kdk.pl
Zdjęcie: Pixaoppa /Pixabay
Zdjęcia źródłowe: rawpixel.com / Freepik; kolaż: studio.kdk.pl
KONIEC GALERII
O popularności samochodów nie świadczy ich bieżąca sprzedaż, tak nowych jak i używanych egzemplarzy, ale park maszynowy będący w posiadaniu ludzi. To on określa chęć ich posiadania i stan zaangażowania kierowców. Dzieje się tak ponieważ samochód nie jest zwykłym przedmiotem, który wystarczy kupić, a następnie nie generuje on praktycznie żadnych
obciążeń w rodzinnym budżecie. Z autem jest inaczej. Nie tylko koszt jego zakupu jest znaczącym wydatkiem – nawet jeżeli jest on rozbity na raty – to dodatkowo, tylko z tytułu jego posiadania, konieczne jest wnoszenie stałych opłat. A to za obowiązkowe ubezpieczenie, a to za przegląd techniczny, a to podatek od posiadania samochodu (nieobecny jeszcze w Polsce, ale już zapowiedziano jego wprowadzenie), a to za miejsce parkingowe, czy też garaż. Paleta jest całkiem szeroka, a wymienione opłaty dotyczą pojazdu, któremu bliżej jest do nieruchomości niż ruchomości, bo należy je wnosić bez względu na fakt, czy zrobiło się nim chociaż jeden kilometr. Zmieniając właściwości samochodu, na takie do których został skonstruowany czyli chcąc się nim przemieszczać, konieczne są kolejne wydatki. A to za przegląd olejowy, a to za paliwo, czy chociażby za przejazd drogą, czy też parkowanie w miejscach docelowych. Do tego dochodzą ograniczenia w poruszaniu się nim, które z godną uwagi regularnością serwowane są kierowcom przez rządzących. Strefy płatnego parkowania praktycznie nieustannie się rozrastają i drożeje parkowanie w nich. Zapowiadane jest powstanie Stref Czystego Transportu (przykładowo w Krakowie ma objąć całą administracyjną powierzchnię miasta), które jeszcze mocniej zredukują pojazdy mogące poruszać się ich ulicami. Dodatkowo dzięki rosnącej wadze pojazdów nawet w wyznaczonych do parkowania miejscach nie można nimi tam zaparkować (umieszczona pod znakiem „P” tabliczka T-30, która jest praktycznie zawsze, ogranicza dopuszczalną wagę pojazdu mogącego na powyższym parkingu być pozostawionym do 2,5 tony jego dopuszczalnej masy całkowitej). Tym samym codzienne poruszanie się samochodem jest nie tylko coraz trudniejsze (i nie chodzi tutaj o korki), ale i droższe. Wydawać by się zatem mogło, że lawinowo rośnie liczba osób porzucających swoje samochody i zaczynających korzystać z alternatywnych źródeł transportu. Nic bardziej mylnego o czym świadczy raport ACEA „Pojazdy w użyciu Europa 2023”. Jego tytuł może być delikatnie mylący, bo ukazuje się on z rocznym opóźnieniem, tym samym jego dane pochodzą z 2021 roku. Informacje zawarte w nim z pewnością nie zadowolą osób uważających prywatny
transport samochodowy za największe zło, które trzeba jak najszybciej zwalczyć.
Po drogach Unii Europejskiej porusza się prawie 250 mln samochodów osobowych - dokładnie 249 563 035 - i w porównaniu do roku poprzedniego (2020) wzrosła ona o 1,2%. Najwięcej zarejestrowanych aut jest w Niemczech (48 540 878 sztuk), Włoszech (39 822 723) oraz Francji (38 738 590). Na ich tle Polska nie wygląda jak zapomniany przez motoryzację kraj, bo zarejestrowano w niej 25 869 804 samochody, co stawia ją na czwartym miejscu w UE. Rok do roku praktycznie każde państwo odnotowało wzrost liczby samochodów, a największy był w Słowacji (o 8,2%). Tylko w Słowenii spadła liczba aut osobowych z 1 253 984 do 1 202 547 (spadek o 4,1%).
Średni wiek samochodu osobowego poruszającego się po Unii Europejskiej wynosi 12 lat. Najstarszy park posiadają Grecy (17 lat, z czego samochodów mających ponad 10 lat jest 4 533 450 sztuk, wobec 5 408 149 wszystkich zarejestrowanych), a najmłodszy Luksemburczycy (7,6 lat). Statystycznie poruszający się po Polsce samochód osobowy ma 14,5 roku. Z czego ponad 80% (20 838 130 sztuk) stanowią starsze niż dziesięć lat, powyżej 2% (537 633) ponad pięcioletnie, a roczne niecałe 1,7% (436 514). W innych segmentach nie jest lepiej. Średni wiek samochodów dostawczych w UE wynosi 12 lat, ciężarówek 14,2, a autobusów 12,7. Najstarsze autobusy zarejestrowane są w Rumunii gdzie ich średni wiek wynosi ponad 20 lat, a tylko osiem krajów UE posiada flotę autobusów, która ma mniej niż 10 lat.
W Unii Europejskiej przypada średnio 567 samochodów na 1000 mieszkańców i wskaźnik ten co roku nieznacznie rośnie. W 2017 roku było to 535, w 2019 – 555, a w 2020 roku 560. Najwyższy wskaźnik jest w Luksemburgu (698), a najniższy w Rumunii (396). W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 684 samochody, co powoduje że zajmujemy pod tym względem drugie miejsce w UE. 85% gospodarstw we Francji, 82% w Belgii oraz 77% w Austrii oraz Finlandii i 72,3% w Polsce posiada co najmniej jeden samochód osobowy. Statystycznie co 5,8 roku samochód zmienia Francuz/Francuzka, co 4,1 Duńczyk/Dunka, a co 4 lata Fin/Finka. Średnioroczny dystans pokonywany samochodami jest różny w zależności od wykorzystywanego przez nie paliwa, i większy dla silników wysokoprężnych. Największa dysproporcja jest w Holandii – 9 098 km samochód benzynowy oraz 17 350 km Diesla. Zarejestrowane w Danii auta pokonują największe roczne dystanse (19 880 km Diesle), a we Francji najmniejsze (8 410 km benzynowe).
Europejczycy nie bardzo pokochali samochody elektryczne
Ze względu na rodzaj paliwa w Unii Europejskiej zarejestrowanych jest 51,1% samochodów osobowych zasilanych benzyną, 41,9% olejem napędowym, 2,5% to samochody hybrydowe, 0,8% elektryczne, a 0,7% stanowią hybrydy plug-in (PHEV). W Grecji 90,1% pojazdów osobowych jest na benzynę, a na Litwie 67,8% to Diesle. Polska jest „mistrzem Europy” wśród samochodów zasilanych LPG, które to stanowią 13,4% jej całej floty aut osobowych. Jednak w Polsce najpopularniejsze są samochody benzynowe (44,7%), następnie na olej napędowy (39,9%), hybrydowe (1,7%), a elektryczne stanowią 0,1% wszystkich.
Pomimo wszelkiego rodzaju zachęt do zakupu czy też użytkowania, samochody elektryczne nie spotkały się z dużym zainteresowaniem kierowców. Najwięcej wśród państw UE jest ich zarejestrowanych w Holandii (2,8% wszystkich), Danii (2,4%), Szwecji (2,2%), Luksemburgu (1,9%) oraz Austrii (1,5%). Rozszerzając zbiór o Norwegię, która jest niekwestionowanym europejskim liderem elektromobilności oraz w ogólnej opinii samochody elektryczne są tam podstawowym środkiem osobistego transportu i wyparły te wyposażone w tradycyjne silniki, wydaje się że lata promowania i zachęt aut na baterie nie przyniosły spodziewanych efektów. Wśród całej floty samochodów osobowych elektryczne stanowią jedynie 16,2% wszystkich zarejestrowanych, hybrydowe plug-in 6,3%, a hybrydowe 4,9%. Najwięcej (41,4% wszystkich) zarejestrowanych w Norwegii samochodów osobowych jest na olej napędowy, a 31,2% na benzynę. Wśród państw europejskich jeszcze tylko Islandia może poszczycić się większym udziałem samochodów elektrycznych (4,6%) niż Holandia, jednak i u niej zdecydowaną większość stanowią samochody benzynowe (50%) oraz Diesla (34,1%).
Jest dobrze, ale nie jest dobrze
Bazując na powyższym raporcie okazuje się, że nastawienie Europejczyków do samochodów osobowych jest niezmienne oraz stabilne, i to pomimo ciągle nakładanych na nich różnego rodzaju obostrzeń, od finansowych poprzez ograniczenia w poruszaniu się. Samochody elektryczne, obecnie prezentowane jako przyszłość w transporcie osobistym, nie potrafią znacząco zwiększyć swojego udziału w flotach poszczególnych państw, jakby ich obywatele byli głusi na wszelkie zachęty skierowane w ich stronę. Otwartym pozostaje pytanie na ile wyrzeczeń są jeszcze gotowi kierowcy, aby dalej poruszać się swoimi samochodami napędzanymi tradycyjnymi silnikami, a może liczą że zmieni się władza, a wraz z nią podejście do tego środka transportu.
Zdjęcia źródłowe: Freepik, rawpixel.com /Freepik; kolaż: studio.kdk.pl