Pasażerowie z tyłu nie będą narzekać na niedostatki w komforcie
Przyciski na fotelu pasażera
Żaluzja w tylnym bocznym oknie
Widok zegarów w trybie Sport
Widok zegarów w trybie Eco
Smartfon w ładowarce indukcyjnej
Zegary przed kierowcą po włączeniu prawego migacza...
... i lewego
Ułatwiacz parkowania, czyli widok z kamery cofania
Gniazdo do ładowania Hyundaia Tucsona plug-in
KONIEC GALERII
Szach
Wizualnie Tucson plug-in jest praktycznie identyczny jak jego bracia z tradycyjnym lub hybrydowym napędem. W zasadzie jedynym jego wyróżnikiem są dwie klapki z tyłu nadwozia, jedna do zatankowania paliwa, a druga chroniąca gniazdo ładowania. Już praktycznie przy pierwszym kontakcie widać, że Hyundai przyłożył się do jego zaprojektowania. Drzwi zakrywają progi, kabina jest obszerna i miła w obyciu, tak samo jak zastosowane w niej materiały. Fotele nie tylko są wygodne, zapewniają właściwe
trzymanie boczne, ale również posiadają pełną regulację elektryczną (kierowcy z pamięcią dwóch ustawień) oraz trzystopniowe wentylowanie i podgrzewanie. Co prawda bez pamięci, ale dla niektórych może to być zaleta, bo kiedy skończą podróż z włączonym ogrzewaniem fotela, nie będzie ono działać przy rozpoczęciu następnej. Pasażerowie z tyłu również nie poczują się jakby siedzieli na bryle lodu, bo skrajne siedziska tylnej kanapy mają dwustopniowe podgrzewanie.
Zmiana kierunku jazdy realizowana jest za pośrednictwem przycisków, a skrzynia biegów posiada dwa tryby jazdy do przodu: Eco oraz Sport. I tutaj miłe zaskoczenie. W zaproponowanej przez Hyundaia konfiguracji tryb Eco, w niektórych modelach dumnie dzierżyłby plakietkę z napisem „Normal”. A powód jest prozaiczny. Nie zamula i całkiem sprawnie reaguje na nasze polecenia. Jest idealny do codziennego poruszania się po mieście, jak również płynnego przemierzania kilometrów poza nim. Osoby pragnące większej liczby wrażeń powinien zaspokoić tryb Sport, który nie tylko zmienia grafikę zegarów, ale również przyspiesza reakcje Tucsona na nasze polecenia. Jest agresywniej, niektórzy nawet mogą uznać że sportowo, ale nie nastawiałbym się na udział w wyścigach, i to pomimo doskonałego zawieszenia, które w testowanym egzemplarzu było elektronicznie sterowane. Co może wydawać się nieoczywiste, to właśnie ono sprawiło mi jedną z największych radości (i zaskoczeń) w obcowaniu z Tucsonem plug-in bezbłędnie dostosowując moc tłumienia do potrzeby chwili. Kiedy toczyliśmy się po dziurawym parkingu, nierówności drogi praktycznie tylko widzieliśmy. Na krętych odcinkach górskich dróg, gdy prędkość była zbliżona do tej miejskiej, jakby odczytywało nasze oczekiwania i utwardzało się na tyle, że nie tylko cały czas czuło się kontrolę nad samochodem, ale również kabina nie miała tendencji do przechylania się na boki. Mam wrażenie, że zawieszenie reagowało
również na wiatr, bo nawet mocny i wiejący z boku nie powodował jakiejkolwiek nerwowości auta. Doskonale. Niestety nie występuje fabrycznie i wymaga dopłaty.
Tucson plug-in jest stworzony do długich podróży, i nawet nie będziesz miał ochoty jak najszybciej dotrzeć do celu. Komfort w kabinie jest na wysokim poziomie, a przy dużych prędkościach hałas nie jest ponadnormatywny. Dynamika jest bardziej niż zadowalająca, siła wspomagania kierownicy optymalnie się dopasowuje, a fantastycznie działające (i to nie tylko przy niskich prędkościach) doświetlanie zakrętów wydatnie podnosi bezpieczeństwo podróżowania nocą. Dodatkowo, wszystko to przy zużyciu paliwa, które w trakcie testu wyniosło 8,7 l/100 km, a bateria trakcyjna rzadko była naładowana. Hyundai zadbał również aby nie tylko jazda była relaksująca, ale także jej zakończenie. Wydatnie do tego przyczyniają się precyzyjne kamery (przednia i tylna) oraz usłużna skrzynia biegów, która wraz w wyłączeniem Tucsona plug-in automatycznie przełącza bieg na „P” (parking).
W dzisiejszych czasach ciężko jest sobie wyobrazić model, który nie byłby wyposażony w asystentów wspomagających (lub jak kto woli dyscyplinujących) kierowcę. Nie inaczej jest w Tucsonie plug-in. Co ciekawe nie da się ich scharakteryzować wspólnie, bo ich reakcje są różne. System utrzymujący samochód w pasie jezdni nastawiony jest na aktywne działanie, i jest w tym kategoryczny, co może czasami przeszkadzać w prowadzeniu – „walczymy” z drogą i nim, każącym nam podążać środkiem pasa. Co prawda da się zredukować jego działanie do sygnalizacji, a nawet go wyłączyć, ale każdorazowo po uruchomieniu Tucsona plug-in wymaga to przeklinania się przez menu. Syzyfowa praca. Na szczęście działa dopiero powyżej 60 km/h, co powoduje, że w ruchu miejskim praktycznie możemy zapomnieć o jego dyktatorskich zapędach. Za to system informujący o poruszeniu się pojazdu znajdującego się przed nami, zachowuje się jak czujny pasażer. Tylko w sytuacji kiedy za nami stoi kierowca z ADHD szybciej on „poprosi” abyśmy się ruszyli niż system zareaguje. Podtaczanie, po zwolnieniu hamulca, działa z tak wyraźnym opóźnieniem i opieszale, że parę razy miałem wrażenie iż nabyło świadomość i zaczęło się ze mną droczyć. Systemu sczytującego znaki nie udało mi się złapać na kłamstwie, a monitorujący martwe pole działa z wyczuciem, a nie panicznie.
Jeżeli masz duże pokłady fantazji, wystarczającą ilość pieniędzy, a sąsiedzi, domownicy, czy też pies nie pozwalają ci głośno słuchać muzyki w domu (a lubisz), to możesz kupić Tucsona plug-in tylko do tego celu i traktować go jako salę koncertową. Sygnowane przez Krell nagłośnienie jest doskonałe i dostarcza do uszu fantastyczny dźwięk, aż nie chce się opuszczać kabiny. Przy okazji jeżeli nie lubisz bezemocjonalnie patrzeć w przestrzeń, to możesz na centralnym ekranie oglądnąć film, jednak koniecznie zapisany jako mp4, chyba że nie zależy ci aby oprócz obrazu był również dźwięk. Dobrze jednak abyś był wierny jednej głośności, gdyż zabrakło fizycznego potencjometru i każdą zmianę musisz realizować za pośrednictwem ekranu dotykowego lub dźwigienki na kierownicy.
Mat
Projektanci Hyundaia wykazali się również kreatywnością i wyposażyli Tucsona plug-in w szereg smaczków i przydatnych gadżetów. Dzięki temu możemy cieszyć się z odsuwanego fotela kierowcy, który znacząco ułatwia wyjście z kabiny, jak również zajęcie w niej miejsca (przysuwa się na zaprogramowaną pozycję po zamknięciu drzwi). Fotel pasażera od strony kierowcy posiada dwa przyciski, którymi kierowca może zmienić kąt pochylenia jego oparcia, jak również przesunąć cały fotel. Tylna wycieraczka została schowana pod spojlerem, znalazło się miejsce na sporych rozmiarów otwierane i uchylne panoramiczne okno dachowe (znakomity rozjaśniacz wnętrza), a po bokach centralnej konsoli umiejscowione zostały sprytne schowki, w których zmieści się to co do tej pory przechowywałeś w kieszeniach drzwi. Ładowarki indukcyjnej trzeba się chwilę naszukać i tak po prawdzie Hyundai powinien dać rozpiskę gdzie ją umieścił gdyż nie znajduje się ona pod gniazdami (USB i zapalniczki), czyli tam gdzie umieszczono sygnalizację jej działania, a na pochylonej ściance konsoli centralnej. Na szczęście stabilnie trzyma ona w swoich objęciach smartfon oraz sprawnie go ładuje, i to bez zbytniego nagrzewania. Całość uzupełnia tylna kanapa z regulowanym kątem oparcia, automatyczne włączenie przedniej kamery jak „zauważy” że chcemy zaparkować, czy też obraz z lusterka – po włączeniu migacza - wyświetlany w miejscu zegarów. Pomimo tego przepychu zabrakło miejsca na schowek na okulary. Mimo to, patrząc się całościowo, Tucson plug-in wydaje się być wyborem niemal idealnym.
Pat
Tucson plug-in posiada sporych rozmiarów baterię trakcyjną (13,8 kWh) dzięki której możliwe jest przejechanie – jak deklaruje producent - nawet 74 kilometrów tylko z wykorzystaniem prądu. Wydaje się to doskonałym rozwiązaniem szczególnie dla kierowców na co dzień poruszających się po mieście, a tylko okazjonalnie przemierzających trasy. Niestety tylko się wydaje, a powodem jest ograniczenie przez producenta maksymalnej prędkości ładowania baterii do nieco ponad 7 kW. W rezultacie, po podpięciu do źródła prądu, na zegarze możemy zobaczyć powyżej czterech godzin potrzebnych do całkowitego naładowania baterii. I to bez względu na to jaką mocą dysponuje źródło prądu, czy jest to zwykłe gniazdko, czy też szybka ładowarka. Tym samym dla osób posiadających dom i własne źródło prądu sensowniejszym wyborem będzie w pełni elektryczny model – po co marnować pół nocy, skoro może się ładować gdy my śpimy. Kierowcy mieszkający w bloku, bez stałego dostępu do prądu dla samochodu, niejako skazani są na szybkie ładowarki miejskie. Tylko że przy takim ograniczeniu prędkości ładowania korzystanie z nich staje się irracjonalne.
Dodatkowo Hyundai umiejscowił Tucsona plug-in na samym szczycie „przewodu pokarmowego”, co spowodowało, że jest najdroższym przedstawicielem tego modelu. Wersja bazowa testowanego egzemplarza została wyceniona na 236 900 PLN, a po doposażeniu go w pakiet Platinum, Sun, Luxury oraz pokryciu lakierem metalicznym zatrzymała się na 260 200 PLN.
Hyundai Tucson plug-in jest niewątpliwie doskonałym modelem, którym z przyjemnością przemierzało mi się te krótkie, jak również długie trasy. Jest miłym towarzyszem w podróży dającym wszelkie argumenty, aby spędzać w nim jak najwięcej czasu. Jednak wybierając Tucsona swoje kroki skierowałbym do modelu z napędem hybrydowym bez możliwość ładowania go ze źródła zewnętrznego. Będę jednak obserwował poczynania Hyundaia i jeżeli zwiększy on pojemność baterii (rozwiązanie dla osób posiadających dom), czy też prędkość jej ładowania, Tucson plug-in stanie się zdecydowanie atrakcyjniejszym wyborem.
Specyfikacja techniczna testowanego egzemplarza:
Silnik benzynowy: 1.6 T-GDI DOHC
Pojemność silnika benzynowego: 1598 cm3
Maksymalna moc silnika benzynowego: 180 KM
Maksymalna moc układu hybrydowego: 265 KM
Maksymalny moment obrotowy układu hybrydowego: 350 Nm
Pojemność baterii: 13,8 kWh
Zasięg elektryczny w cyklu miejskim WLTP: 74 km
Napęd: 4WD
Skrzynia biegów: automatyczna 6-biegowa
Prędkość maksymalna: 191 km/h
Przyspieszenie 0 –100 km/h: 8,2 sek.
Zużycie paliwa w cyklu mieszanym: 1,4 l/100 km
Długość: 4500 mm
Szerokość (bez lusterek): 1865 mm
Wysokość: 1650 mm
Wnętrze Hyundaia Tucsona plug-in