Zimy przez ostatnie lata nas rozpieszczały i to do tego stopnia, że niektórzy zapomnieli jak wygląda śnieg w mieście. Jednak obecna pokazuje
swoją śnieżną moc – przynajmniej dotychczas – z całą mocą. Przy okazji uwypukla nieruchomości na parkingach, czyli samochody które w ogóle nie jeżdżą. Nie jest żadnym wyjątkiem, a wręcz regułą, parking na którym bez względu na porę dnia, czy też nocy, znajdują się zaśnieżone samochody. I to niektóre do takiego stopnia, że nawet dla jasnowidza odgadnięcie ich sylwetki jest wysiłkiem ponad miarę. Są jak wyrzut sumienia lub – jak kto woli – pokaz ekonomiczny ich właścicieli. Po prostu chcą coś mieć (w tym przypadku samochód), nie użytkować tego, ale pokazać „całemu światu” że to mają. Ot taki instagram w realnym życiu. A co, niech inni zazdroszczą i patrzą jak mi się powodzi. Wydaje się jednak, że odczucia współmieszkańców są zgoła odmienne i bardziej zbliżone do frustracji.
Oczywiście są i tacy kierowcy, którzy z założenia nie poruszają się samochodem w okresie jesienno-zimowym, a już pierwszy śnieg oznacza dla nich przekształcenie auta z ruchomości w nieruchomość. Powody są różnorakie. Niektórzy po prostu nie wierzą w swoje umiejętności i na ten czas zmieniają przyzwyczajenia. Inni, najzwyczajniej w świecie, stają się domatorami. Jednak kiedy tylko
zawita wiosna, samochód z powrotem staje się jedną z bardziej eksploatowanych rzeczy (tak, samochód to również rzecz). A to wyjazd na działkę, a to wyprawa na ryby, a jak tylko przyjdzie pora to można wybrać się na grzyby, czy też zorganizować wycieczkę krajoznawczą. Tylko ilu ich jest? Gdyby stanowili naprawdę sporą grupę to wiosną i latem nie byłoby problemów z zaparkowaniem samochodu. Jednak, jak powszechnie wiadomo, i nie trzeba do tego skomplikowanych badań, szczególnie w dużych miastach problem z miejscami parkingowymi jest permanentny i nie związany z porą roku.
Posiadanie, a nie korzystanie z samochodu jest indywidualnym wyborem każdego kierowcy. Tylko czy ma to sens, jeżeli przez przynajmniej kilka miesięcy w roku zalega on na parkingu? Oczywiście ktoś mógłby stwierdzić, że identyczna przypadłość dotyczy rowerów, czy też tak popularnych ostatnimi czasy hulajnóg elektrycznych. A niektóre z nich mogą stanowić wartość zbliżoną do samochodu. Wszystko to prawda, ale nie do końca. Posiadając rower, czy też hulajnogę nie tylko zabiera ona miejsce w sezonie zimowym w naszym prywatnym poletku (garażu, piwnicy, czy też mieszkaniu), ale – co chyba ważniejsze – nie tworzy przy okazji żadnych kosztów. Inaczej jest z samochodem. Wystarczy wspomnieć tylko o dwóch płatnościach: stając się posiadaczem auta zobligowani jesteśmy do zapłacenia za niego ubezpieczenia OC, a samochód nieeksploatowany szybciej niszczeje. Tym samym, jeżeli w pełni odpowiedzialnie ma się stać nieruchomością przez parę miesięcy, powinno się go do tego przygotować, a to generuje koszty więc nie robi tego praktycznie nikt.
Od jakiegoś czasu, jako najbardziej odpowiednie i odpowiedzialne zachowanie lansowane jest to ograniczające konsumpcjonizm (nieusprawiedliwione zdobywanie dóbr materialnych i usług) tymczasem takie użytkowanie samochodu wydaje się jednym z jaskrawszych przykładów zgoła odmiennej postawy. Ciekawe czy i ono ulegnie forsowanym trendom i zacznie zanikać? Akurat w tym przypadku odbyłoby się to z korzyścią dla tych kierowców, którzy eksploatują samochód przez cały rok.