Z koniunktury na SUV-y nie korzysta również Peugeot, który pewnie żałuje, że w ogóle pomyślał o produkcji 508-mki. Z całą pewnością nie myślą o nim klienci, bowiem 405 w rankingach sprzedaży radzi sobie znacznie lepiej. Tak, dobrze przeczytaliście, model z którego linii produkcyjnej
wyciągnięto wtyczkę ćwierć wieku temu, sprzedawał się nie tylko lepiej niż jego współczesny odpowiednik, ale także Skoda Superb, czy Opel Insignia. Co więcej, okazał się hitem sprzedażowym w Iranie. Oczywiście za taki stan rzeczy odpowiada przystępna cena i mniej restrykcyjne przepisy niż w Unii Europejskiej. Nie zmienia to faktu, że w Sochaux powinni odbyć teraz ważne zebranie. Tam albo gdziekolwiek jest siedziba Stellantis. Chociaż biorąc pod uwagę ostatnie posunięcia koncernu nie jestem taki pewien, gdyż jedyne co potrafią robić dobrze to pokazywać biznesplan fanom Alfy Romeo i Maserati twierdząc, że nie tylko odzyskają dawny blask, ale i będą rentowne.
Wracając jednak do Peugeota. Co zrobili poza prezentacją nowego logotypu? Sprawili, że ich samochody są bardziej niezawodne? Nie. Oferują lepszy stosunek ceny do jakości? Nie bardzo. Ich wnętrza są ze złota i mirry? Niespecjalnie. To może technologicznie wyprzedzają SpaceX, bądź jakkolwiek brzmiącą firmę Jeffa Bezosa? Zdecydowanie nie. Przyznaję, że obecnie samochody francuskiej marki odnalazły w słowniku znaczenie słowa stylistyka, ale to za mało aby zjednać do siebie klientów. Szczególnie tych
zapatrzonych w klasę premium, gdyż zdaje się, że 508 PSE ostrzy sobie na nich ledowe zęby. Zanim zaczniecie się śmiać i wytykać, iż skoro nie wyszło to Skodzie, to tym bardziej nie czemuś co ma lwa na masce, to spójrzcie na cennik. Być może to najmocniejszy Peugeot w historii marki, ale każdy z jego trzystu sześćdziesięciu koni mechanicznych kosztuje ponad osiemset złotych. Tak, nieco ponad trzysta tysięcy trzeba zapłacić za sportową limuzynę marki, która ostatnio w sporcie radzi sobie równie dobrze, co Stadnina Koni Janów Podlaski. Owszem Peugeot miał sukcesy w WRC i Le Mans, ale na publicznych drogach ostatni świetny samochód nazywał się 205 GTI, który jest tylko odrobinę mniej leciwy niż 405. A było jeszcze niezłe 106, i to w zasadzie tyle. Jak więc, u licha, mają zamiar skusić nuworyszy z Instagrama na nowy model, jeśli przez ich pryszcze, nie pamiętają nawet o tym, kogo reklamowali dwa dni wcześniej? Być może trzema paskami, które mają wyróżniać sportowe Peugeoty. Bynajmniej nie świadczą one o nawiązaniu współpracy z pewną mało znaną firmą specjalizującą się w tekstyliach. Mądre głowy z działu marketingu twierdzą, że to nawiązanie do kształtu tylnych lamp w modelu 504 Coupe albo do śladu pazurów zostawionych przez lwa. Cóż, światła prawej lampy faktycznie układają się w taki kształt, lewej zaś w odwrotny, więc tak naprawdę to odniesienie tylko do jednej z nich. W kwestii drugiej reminiscencji, być może nie nazywam się Gucwiński, ale jestem całkiem przekonany, że lew ma więcej pazurów. Ich ilość w Peugeocie odpowiada bardziej Myszce Miki albo Goofy’emu. Nie jestem pewien, czy o taki efekt chodziło. Na szczęście nie kładzie się to cieniem na wyglądzie nadwozia 508. W tej wersji wygląda agresywnie, nadal nieco futurystycznie i odrobinę ładnie. W szarym lakierze w stylu Audi RS oraz wydaniu kombi nawet przypomina jeden z modeli z Ingolstadt. Jeśli zaś chodzi o sportowe akcenty, to mamy dwudziestocalowe felgi, kawałek plastiku udający dyfuzor, stateczniki na przednim i tylnym zderzaku oraz na listwach bocznych, a także kilka wstawek w kolorze ni to żółtym, zielonym czy limonkowym. W każdym razie Peugeot nazwał go „Kryptonite”. Niestety cały efekt niweczą dwie rury wydechowe o mizernej średnicy.
Wersja PSE poza kilkoma szlifami dzieli wnętrze ze zwykłym modelem. Mamy zatem znienawidzoną małą kierownicę zasłaniającą wskaźniki, skomplikowaną obsługę, ogólną ciasnotę, która jest spotęgowana przez mięsiste fotele i panoramiczny dach. Materiały wykończeniowe są w porządku, wliczając te udające włókno węglowe. System audio - firmy Focal - jeśli chodzi o brzmienie, także jest średni, więc Hard Bass Adidas nie będzie brzmiało jak powinno. Tak naprawdę poza futurystyczną stylistyką i ładnymi detalami jest mocno średnio, a mała ilość miejsca sprawia, ze zaraz chce się z niego wysiadać. Na domiar złego bagażnik także nie zachwyca pojemnością, a względy praktyczne cierpią przez opadającą ku tyłowi linię dachu.
Inżynierowie odpowiedzialni za opracowanie 508 PSE, podobnie jak ich koledzy kopiujący rozwiązania z jednej 911-tki do drugiej, nie należą do nazbyt zapracowanych. Pod maską znajdziecie dokładnie ten sam napędzający przednią oś silnik, co w zwykłym modelu. Nie ma on jednak więcej mocy, wręcz przeciwnie, ma o całe dziesięć procent mniej koni mechanicznych. Ratunkiem są dwie jednostki elektryczne, po jednej na każdą oś, które niemal podwajają moc oraz ilość momentu obrotowego, dokładając jednocześnie sporo masy. Konkretnie niemal czterysta kilogramów, co zdaje się być niemal niezauważalne na prostej, gdyż w wyścigu drag 508 PSE dotrzyma kroku BMW M3 E46. Co jest o tyle dziwne, że w 2022 roku na szeroką skalę ktoś nadal jest w stanie montować do seryjnego samochodu tak ospałą skrzynię biegów.
PSE oferuje kilka trybów jazdy. Elektryczny zapewni wam zasięg na poziomie trzydziestu paru kilometrów i prędkość maksymalną dochodzącą do limitu obowiązującego na autostradzie, ale ładowanie ze zwykłego gniazdka trwa wieki, chyba że kupicie specjalną stację w salonie, to wtedy godzinę. Kolejny - hybrydowy - pozwala osiągnąć średnie spalanie na poziomie nawet czterech litrów na setkę, co jest przydatne, gdyż zbiornik paliwa ma nieco ponad czterdzieści litrów pojemności. Tyle tylko, że po co wam aż tak duży samochód do miasta? I wreszcie jest ten, dla którego w ogóle myślicie o PSE – sportowy. To właśnie z jego powodu Peugeot zamontował czterotłoczkowe hamulce i obniżył zawieszenie o jeden centymetr z przodu i jeden - tyle, że milimetr - z tyłu. Równie dobrze mogli nic nie robić albo po prostu są równie leniwi co ci od silnika i zwyczajnie to zmyślili. Jednakże wysilili się nieco przy nastawach. Zawieszenie jest płynne i całkiem angażujące, przez co niezbyt komfortowe. I to w zasadzie wszystko jeśli chodzi o pozytywy. PSE nie wydaje się tak szybki jak zdają się mówić suche dane techniczne. Pomimo natychmiastowej reakcji silników elektrycznych, jakiej można się spodziewać, responsywność ich spalinowego kolegi nie jest tak nagła, zupełnie jakby ich działanie nie było zsynchronizowane. Sytuację dodatkowo pogarsza duża masa. 508 jest sporym samochodem, szczególnie w wersji SW, przez co razem z kierowcą i płynami waży dwie tony. Wynikiem tego jest duża podsterowność i szybka utrata trakcji przez przednią oś. Dodajcie do tego sztucznie generowany dźwięk silnika przez głośniki, dość szybko poddające się hamulce i nastawione na bezpieczeństwo systemy, które nigdy nie wywieszają białej flagi, a otrzymacie dość nijaki samochód dla kierowcy zorientowanego na sportowe doznania.
Zatem 508 PSE nie sprawdza się na trasie wyraźnie lepiej, a na zakrętach liczba konkurentów, którzy radzą sobie lepiej jest większa niż można sobie wyobrazić. Także kwota jaką trzeba wydać na tego Peugeota pozwala na zakup ciekawszego i bardziej wszechstronnego samochodu, choćby w postaci BMW 330e xDrive Touring, które kosztuje siedemdziesiąt tysięcy mniej. Może i wyposażenie standardowe jest mniej kompletne, a osiągi nieco gorsze, ale warto spróbować. A jeśli już koniecznie chcecie mieć 508 i dbać o misie polarne, to za sto tysięcy mniej kupicie wersję PHEV, która także nie jest zła. A PSE? Jest ciężkie, mało ekonomiczne, drogie, a nazwa przywodzi na myśl nową jednostkę chorobową. Jakie jest zatem sensowne wytłumaczenie by je kupić? Poza faktem, że prawdopodobnie drugiego na ulicy nie znajdziecie, żadne. Ludzie w salonie Bugatti płacą miliony za takie coś.