Natury nie da się oszukać, przynajmniej na razie. O ile przez trzy pory roku można po prostu podejść do samochodu, wsiąść do niego i jechać, to zima bardzo często
wymaga od nas przygotowania auta do jazdy. Powodem są opady śniegu. Chyba, że samochód zaparkowany jest w zadaszonym parkingu lub posiada ogrzewanie postojowe, to wtedy zima niczym nie wyróżnia się od pozostałych pór roku, pod warunkiem że nie nastąpiły mocne opady śniegu. Jednak pozostali kierowcy, zanim rozpoczną jazdę, uzbrojeni w skrobaczki i zmiotki, zmuszeni są do wykonania pracy fizycznej i ściągnięcia śniegu z karoserii oraz szyb, jak również odskrobania ich, aby prezentowały właściwą przeźroczystość. Wydawać by się mogło, że od tej reguły nie ma wyjątków. A jednak są grupy, które traktują zalegający na samochodzie śnieg, jak krople deszczu i w ogóle nie przejmują się jego obecnością. Dzięki takiemu podejściu, pozostali użytkownicy drogi, którzy jadą za takim społecznie odpornym osobnikiem, mogą poczuć się jakby śnieg cały czas padał. Jednak pęd powietrza nie tylko zrzuca z samochodu śnieg, tworząc swoistego rodzaju pióropusz, ale również – w niektóre dni – może spowodować oderwanie się od karoserii kawałka lodu, co najprawdopodobniej radykalnie zmieni plany na pozostały dzień lub dni. Nazwanie takiego postępowania nieodpowiedzialnym, to najmilsze określenie jaki przychodzi mi na myśl.
Jest i taka grupa kierowców, która może i chciałaby gruntownie odśnieżyć samochód przed jazdą, ale nie może. Przyczyną jest moda na modele SUV której ulegli w trakcie zakupu, a czasami również
mania o swojej wielkości – wyrażona w centymetrach, a nie wielkością ego. Tym samym poruszają się samochodem, który jest wyższy niż oni. Wbrew pozorom, obecnie nietrudno o to. Toyota RAV4 ma prawie 170 centymetrów wysokości, Honda CR-V jest niewiele niższa, a Mercedes klasy G „urósł” na wysokość prawie dwóch metrów. Nawet współczesne crossovery (małe SUV-y) mogą poszczycić się słusznym wzrostem. Mazda MX-30 ma prawie 156 centymetrów wysokości, Volkswagen Taigo oraz Skoda Kamiq w okolicach 153 cm, tak samo jak Cupra Formentor. Nawet Fiat 500 X ma słuszne 160 centymetrów wysokości. Niebranie tego parametru pod uwagę powoduje całkowity brak kompatybilności ich kierowców z autem. O ile niedopasowanie praktycznie zaciera się w innych porach roku, to zima uwypukla je z całą mocą. Pierwszym odruchem powinno być współczucie im, jednak ja zdecydowanie bliższy jestem potępieniu, bo taki stan rzeczy wynika z ich „logicznego myślenia”. Bo jak inaczej odnieść się do osób, które kupują model którego nie będą w stanie właściwie odśnieżyć? Zagapieniem? Przecież samochód – w przeciwieństwie do osób w pewnym wieku – nie rośnie. Jaki został stworzony, taki porusza się po drogach, i to przez cały swój żywot. Oczywiście zdarzają się wyjątki i zapaleńcy, którzy modyfikują pojazdy, obniżając je czy też podnosząc, ale to margines kierowców. Nie jest jednak tak, że kierowca niższy od samochodu jest skazany na pomoc innej osoby w odśnieżaniu. Niejednokrotnie wystarczy otworzyć drzwi i stanąć na progu, aby dosięgnąć do każdego miejsca dachu. Jeżeli to za mało, to może on wozić w bagażniku drabinę, byleby w efekcie nie przejechał nawet metra ze zwałami śniegu na dachu. Niski wzrost nie powinien, i nie może być, usprawiedliwieniem w jakimkolwiek procencie przy poruszaniu się nieodśnieżonym autem. Liczą się chęci, a jeżeli ich nie ma, to taka osoba niech nie planuje podróży w dni, czy też noce, po opadach śniegu. To proste. W końcu nie ma obowiązku, aby poruszać się samochodem, a obecny trend jest wręcz odwrotny. Skoro poszli z modą wybierając SUV-a, to nie powinni tylko na tym poprzestać, a dalej kontynuować podążanie z obecnym nurtem. Kolejnym etapem wtajemniczenia jest zastosowanie się do hasła „zostań w domu”, i w tym przypadku wyjdzie to wszystkim na dobre. Pomimo tego każdej zimy na drogach nie trzeba się energicznie rozglądać, żeby napotkać na swojej drodze takich osobników. Smutne to i świadczy tylko o podejściu niektórych kierowców. Oby wreszcie zniknęli z dróg.