Sobota rano
Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że w sobotę wszelkiego rodzaju firmy są krócej otwarte (o ile w ogóle). Nie inaczej jest z serwisami ogumienia. Logiczne również wydaje się, iż minimalny czas potrzebny na obsługę jednego
samochodu jest policzalny. Wszystko zależy od zakresu robót, ale na tempo osiągane przez mechaników w Formule 1 nie ma co liczyć.
Pół godziny przed otwarciem.
Pracownicy wulkanizacji zaczynają pojawiać się przed zakładem. Z pewnością, wyjeżdżając z domów, nie spodziewali się, że aby zaparkować przed pracą będą musieli przeciskać się obok ustawionych w kolejce samochodów, których kierowcy - niekoniecznie przychylnie – przyglądali się ich manewrom, jakby przypuszczali że próbują wcisnąć się w ustawioną kolejkę.
15 minut do otwarcia.
Kolejka samochodów stopniowo rośnie.
5 minut do otwarcia.
Wychodzi szef wulkanizacji i zaczyna iść wzdłuż ustawionych w kolejce samochodów, równocześnie je licząc. Nie udało mu się dotrzeć na jej koniec, kiedy zatrzymał się przed jednym z nich.
- Przykro mi, ale dzisiaj nie obsłużymy pana, zabraknie czasu. Zapraszamy w poniedziałek – zwrócił się do kierowcy.
Co zrozumiałe powyższe słowa wywołały duże zdziwienie u siedzącego w samochodzie kierowcy. W końcu zakład jeszcze nieotwarty, a on dowiaduje się, że nie zostanie obsłużony.
Spóźniony
Niektóre wulkanizacje zdecydowały się na zapisywanie na termin klientów i nie przyjmowanie kierowców „z drogi”. Jednak, co pokazuje rzeczywistość, nie da się wszystkiego
skrupulatnie zaplanować. Tak było i tym razem.
Wybiła ustalona godzina, a klienta zapisanego na nią nie ma. Na szczęście pojawił się już ten, który miał zostać obsłużony po nim. Ku zadowoleniu wszystkich – jak pierwotnie się wydawało – postanowiono zająć się jego samochodem.
Zaskoczony, acz usatysfakcjonowany klient wjechał na stanowisko, a załoga zabrała się do pracy.
Minęło dziesięć minut, a na teren zakładu niespiesznie wjeżdża spóźniony klient.
Wchodzi do biura i zadaje pytanie:
- Na które stanowisko mam wjechać?
- Na razie, na żadne – zgodnie z prawdą odpowiada pracownik.
- Ale jak to? Przecież byłem umówiony.
- Tak, ale spóźnił się pan, więc zajęliśmy się samochodem osoby, która zapisana była po panu.
- Dlaczego? Przecież tylko chwilę się spóźniłem. A kwadrans studencki?
- Na jedno auto z zakresem robót takich jak u pana, mamy przeznaczone 20 minut. Tym samym 15 minut to trzy czwarte całego czasu. Skończymy z obsługą powyższego samochodu i zajmiemy się pańskim.
Klient wydał się niezbyt zadowolony z wyjaśnienia. Jednak odpowiedź nie tylko była szczegółowa, ale również w pełni logiczna. Zatem chcąc, nie chcąc musiał uzbroić się w cierpliwość i poczekać.
Czasami opóźnienie leży po stronie wulkanizacji. I nie wynika ono z opieszałości pracowników, a nieprzywidzianych czynników, które wystąpiły. Co zrozumiałe, na przestrzeni krótkiego czasu nie da się nadgonić poślizgu, tym samym następny klient może zająć stanowisko później niż pierwotnie było zakładane – tak przez niego, jak również zakład.
Pomimo opóźnienia w rozpoczęciu prac, usługa przebiegła sprawnie i bez żadnych zakłóceń, tym większym zaskoczeniem były słowa klienta w trakcie rozliczania:
- Nie dostanę żadnego rabatu w związku z opóźnieniem?
Zabrzmiało to jak próba wykorzystania sytuacji, jednak pracownik postanowił „wybadać teren” i spytał:
- Jaki upust by pana satysfakcjonował?
- Myślę, że przynajmniej 50%.
Bezczelność, czy zachłanność? W zasadzie ciężko jednoznacznie stwierdzić, co trafniej określało żądania klienta. Jakby jednak nie spojrzeć, upust w powyższej wysokości był nieakceptowany. Pozostało zatem ostre „nie”, targowanie się o wysokość rabatu lub skorzystanie z wybiegu.
- Rozumiem, że wjechał pan na stanowisko później niż pierwotnie przewidywaliśmy. Jednak opuścił je pan zgodnie z planem. Tym samym cała usługa odbyła się według harmonogramu, a niestety za prace wykonane w przeznaczonym na nie czasie nie udzielamy rabatu.
- To ile czasu przewidzieliście na mój samochód? – Klient nie odpuszczał.
Szybkie liczenie minut w pamięci zawierające czas opóźnienia oraz faktyczny czas wykonania usługi i już można było spieszyć z odpowiedzią:
- 35 minut.
- Aż tyle?
- Przy tym zakresie robót, właśnie tyle wychodzi.
Nikt do końca nie był w stanie stwierdzić, czy klient przyjął powyższe wyjaśnienie jako prawdę. Finalnie przestał zadawać dalsze pytania i zapłacił cały koszt za usługę.
Poproszę o zmianę opon
Środek szczytu wymiany opon. Kolejki sięgają trzech godzin oczekiwania na usługę. Klienci, co może nie wydawać się oczywiste, zaistniałą sytuację przyjmują ze zrozumieniem. Kolejka posuwa się swoim rytmem, aż w końcu przychodzi czas na naszego bohatera. Wjeżdża on na stanowisko i otwiera bagażnik gdzie znajdują się opony.
Podchodzi pracownik wulkanizacji i czeka na dyspozycję od klienta.
- Proszę o podmiankę na opony z bagażnika – zwraca się klient
Szybkie sprawdzenie i pojawia się chwila konsternacji.
- Ale w bagażniku znajdują się opony letnie. Za to przyjechał pan na zimowych.
Konsternacja, która chwilę wcześniej dotyczyła tylko pracownika wulkanizacji udzieliła się teraz i klientowi. Chwila zawahania i odzywa się on.
- Fajnie. Nawet nie wiedziałem że kupiłem samochód parę miesięcy temu z już założonymi oponami zimowymi.
Po czym zamknął bagażnik, podziękował i odjechał.
To była najprawdopodobniej najszybsza wymiana opon w dziejach tej wulkanizacji. Z perspektywy właściciela zakładu, szkoda że darmowa.
Pomimo okoliczności mamy nadzieję, że wszyscy zmienili opony na zimowe lub przynajmniej poruszają się, po odśnieżonych ulicach miast, na wielosezonowych.