Ależ to jest wykonane
Zanim jednak poświęcę 5 minut (tak planuję) na złożenie kolumn w zestaw, warto przyjrzeć się ich wykonaniu. Przyglądając się im tuż po wyjęciu z pudła jednogłośnie stwierdzam że są estetyczne i wydają się być solidnie zrobione. Czy są ładne? To subiektywne odczucie, ale w mój gust trafiły i ładnie wkomponowały się w pozostałe elementy wyposażenia salonu. Nie inaczej jest z pilotem, który dumnie prezentował się wśród pozostałych. Posiada on pięć przycisków do zmiany trybu połączenia, przycisk wyciszający dźwięk, dżojstik do zarządzania głośnością i funkcjami utworów (przewinięcie do następnego, powrót do poprzedniego, start i pauzę) oraz przycisk sieciowy. Tyle, żadnej korekcji dźwięków. W tym zakresie jesteśmy skazani na ustawienia zaproponowane
przez producenta. Czas zatem przystąpić do montażu i sprawdzenia jak, te kosztujące w regularnej cenie 1149 PLN kolumny uzupełnią wizualne doznania odbieranego obrazu. Zabierając się za to, jak przewidywałem niezbyt ambitne zadanie, nawet nie przypuszczałem jaką podróż odbędę. Ale po kolei.
Rozkosz dla uszu, mieszane uczucia dla układu nerwowego
Postawiłem sobie za cel sprawdzenie wszystkich przewodowych połączeń, które oferuje
Edifer M601DB. Rozstawiłem kolumny tak aby dźwięk jak najbardziej mnie otaczał, podłączyłem dwa głośniki ze sobą i zadbałem o zasilenie prądowe tych, które tego wymagały. Tak przygotowany mogłem przystąpić do wyboru i realizacji połączenia. Zacząłem od trybu AUX. Wybrałem odpowiedni kabel, a jego wtyczki umieściłem w odpowiednich gniazdach. Trwało to nie dłużej niż chwilę. Zatem czas wybrać film i można delektować się dobiegającym z głośników i subwoofera dźwiękiem. Niestety nie bardzo, bo z głośników nie wydobyło się nawet chrząknięcie. Sprawdzenie połączenia również nie przyniosło żadnych rezultatów. Cóż szkoda, ale od czego są pozostałe połączenia. Przyszedł czas aby sprawdzić liniowe. Procedura ta sama, czas wykonania również. Niestety efekt również taki sam jak poprzednio, czyli można było delektować się aksamitną ciszą, która nawet na chwilę nie chciała przeistoczyć się w jakikolwiek dźwięk. Nie pozostało nic innego jak sięgnąć po pomoc do instrukcji obsługi
Edifera M601DB, a konkretnie jej 11 stron, bo tyle zajmuje polska wersja
wśród jej wielojęzycznych wariantów. Przykro to stwierdzić, ale moja wiara w nią okazała się płonna i nie przyniosła rozwiązania. Tak się tym rozczarowałem, że porzuciłem sprawdzenie działania za pomocą wejścia koncentrycznego i wytoczyłem ciężką artylerię w postaci połączenia optycznego. I tutaj zaskoczenie, bo po podłączeniu z głośników zaczął wydobywać się dźwięk. Tak się ucieszyłem, że zapomniałem o subwooferze i skupiłem się na odbiorze tego co docierało do moich uszu. A nie były to dźwięki, które sprawiły że zatrzymałem się w miejscu i nie chciałem żeby przestały płynąć. Skłamałbym jednak artykułując, że głośniki wydobywały z siebie nieczysty dźwięk, bo tak nie było. Jednak był on... zwyczajny, i to na tyle, że jedynym momentem, który sprawiłby żeby na stałe z nich korzystać, to ten, w którym głośniki w telewizorze odmówiłyby posłuszeństwa. Niestety, ale nie zaoferowały one więcej jakości niż te fabrycznie zamontowane w telewizorze. Co dziwniejsze, a przy okazji zagadkowe, w zależności od tego jaki film wybrałem głośniki
Edifer M601DB milczały jak zaklęte lub grzecznie nagłaśniały salon. Jaki im klucz przyświecał, do tej pory jest to dla mnie zagadką. Na pewno nie był to gatunek filmu, który włączyłem. Tak samo rozszerzenie z którym plik został zapisany nie stanowiło o porażce lub powodzeniu. Pomimo przeprowadzenia procesów myślowych nie udało mi się rozwiązać tej zagadki, może po prostu za mało wyedukowany jestem. Na szczęście, obojętne co wybrałem na YouTube lub Netflixie, głośniki
Edifer M601DB nie wybrzydzały i dostarczały dźwięk sprawnie zsynchronizowany z obrazem. Kiedy oszołomienie minęło, przypomniałem sobie o subwooferze, który dumnie prężył się tam gdzie go ustawiłem. Pomimo pierwotnego wrażenia że nie działa, to wydobywał jednak z siebie dźwięki, a w zasadzie pomrukiwał. Odniosłem wrażenie, że chce dołączyć do kapeli, jednak coś go powstrzymuje. Oczywiście pospiesznie pobiegłem z pomocą, która okazała się równie skuteczna, jak wcześniejsza udzielona mi przez instrukcję obsługi
Edifera M601DB. Po kilkunastu minutach odstawiania przeze mnie różnego rodzaju „czarów” efekt był zerowy. Nokaut i to bez wcześniejszego liczenia. W moim przypadku subwoofer mógł sprawdzić się jedynie jako element estetyczny salonu, bo o wzbogaceniu przez niego dźwięków trzeba było zapomnieć. Nie mogłem jednak pozwolić, żeby poczuł się odrzucony i na pozostały czas testu znalazłem dla niego doskonałe zastosowanie. Dzięki swojej wysokości (30 cm) sprawdził się znakomicie jako podstawka pod kubek z kawą. Idealnie.
Trzeba w końcu dorosnąć
Z pewnością zestaw kolumn
Edifer M601DB jest doskonałym produktem, bo nie wyobrażam sobie żeby jakikolwiek producent świadomie wypuścił na rynek aż tak niedziałający towar. Całą winę za wynik testu biorę na siebie, swój niedorozwój technologiczny i mylne przeświadczenie, że aby spiąć zestaw kolumn nie trzeba przejść odpowiedniego szkolenia pod okiem wyspecjalizowanego pułku trenerów. Osobiście żałuję że nie dorosłem do pełnego obcowania z tym produktem i moje zaawansowanie w obsłudze nie pozwoliło na zakosztowanie doznań oferowanych przez
Edifer M601DB. Jednak jestem wdzięczny ich producentowi za pokazanie mi mojej ułomności, której nie byłem świadomy oraz otwarcie oczu, uszu i umysłu na fakt, że obecnie posiadane nagłośnienie jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Szczególnie, że działa bez najmniejszych oznak sprzeciwu.