Aby nie był to czysto teoretyczny artykuł, postanowiłem Golfem udać się w 1500-kilometrową trasę do Berlina i z powrotem. Jazda głównie autostradami, czyli prędkości rzędu 130-140 km/h. Plan był prosty. Wyjazd w sobotę o 2 w nocy i pierwszy postój
zaplanowany we Frankfurcie nad Odrą w celu zakupienia nalepki ekologicznej. Jest ona potrzebna, aby legalnie przemieszczać się samochodem po centrum Berlina. Bateria 13 kWh naładowana w pełni, 40-litrowy bak wypełniony w połowie, zasięg 469 kilometrów na obu napędach. No to w drogę. Po przejechaniu 55 kilometrów (mimo, że początkowo komputer wskazywał 49 kilometrów zasięgu) drogą krajową w trybie całkowicie elektrycznym rozładowała się bateria i silnik przełączył się w tryb hybrydowy. No nic, jedziemy dalej. Po kolejnych 500 kilometrach pora na tankowanie do pełna i dalej w drogę. Po zrobieniu 762 kilometrów ze średnią prędkością 85 km/h i dojechaniu do Berlina okazało się, że hybrydowy zestaw Volkswagena o mocy 204 KM zadowolił się zaledwie 5,9 litrami benzyny na każde 100 kilometrów trasy. Rewelacyjny wynik zważywszy, że pod maską drzemie całkiem sporo mocy, a hybrydowy Golf do najlżejszych nie należy, gdyż jego masa własna wynosi 1515 kg! Sporo, ale nie ma cudów, dwa silniki i zestaw akumulatorów musi swoje ważyć.
Mimo sporej masy auta, jego osiągi są godne pochwały. Silnik spalinowy 1.4 TSI wraz jednostką elektryczną pozwala osiągnąć pierwsze 100 km/h w 7,4 sekundy oraz 220 km/h prędkości maksymalnej (ograniczonej elektronicznie). Elastyczność, dzięki elektrycznym niutonometrom, jest bardzo dobra, a moment obrotowy jest niemalże zawsze dostępny, kiedy kierowca tego potrzebuje. Małą wadą tego zestawu jest lekko przestarzała, tylko 6-biegowa automatyczna skrzynia biegów. Biegi zmienia ona bardzo płynnie i bez żadnych szarpnięć, ale w dłuższej trasie autostradowej przydałoby się jeszcze 7 przełożenie. Nie tylko wpłynęłoby ono pozytywnie na spalanie, ale również zredukowałoby hałas we wnętrzu.
A wnętrze, jak już przystało na obecne czasy, jest dość mocno okrojone z fizycznych przycisków. Zostały one zastąpione dużym
ekranem dotykowym, za pomocą którego obsługujemy prawie wszystkie funkcje. Kolejny ekran, to oczywiście wirtualne zegary. Na początku byłem przeciwny takiemu rozwiązaniu, ale z biegiem czasu śmiem twierdzić, że jest to genialne rozwiązanie. Zegary zawsze są czytelne, a kierowca ma dużą dowolność w modyfikowaniu wyświetlanych informacji.
Z przodu mamy do dyspozycji bardzo wygodne i komfortowe fotele, które naprawdę potrafią zapewnić podróżowanie bez zmęczenia, co osobiście sprawdziłem w czasie mojej wycieczki. Pewną wadą wnętrza jest pomniejszony przez baterię bagażnik, który w tej odmianie pomieści zaledwie 272 litry. Nawet w klasie miejskiej jest to dość słaby wynik.
Podsumowując moją wyprawę do Berlina prezentowanym Golfem uważam, że rozwiązanie typu hybryda plug-in jest na dzisiejsze czasy idealnym rozwiązaniem. Zapewnia ono optymalne połączenie możliwości auta elektrycznego i spalinowego. Szkoda tylko, że Golf eHybrid w prezentowanej odmianie to wydatek 165 tysięcy złotych!