Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych, zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj. Zamknij

logo kdk.pl
Testy Tech Historia Prawo Felietony Gazeta ikona szukaj
Testy Tech Historia Prawo Felietony Ekomoto Inspiracje KATALOG FIRM Cennik logo KATALOG dla kierowców SZUKAJ





Codzienność z samochodem elektrycznym - Renault ZOE Intens Q90



Renault ZOE Intens Q90

Samochody elektryczne coraz odważniej wkraczają do oferty dealerów. Trochę mniej odważnie na ulice miast. Jednym z powodów jest obawa ludzi oraz niewiedza jak je użytkować. Z ogólnie dostępnych informacji wiedzą tylko, że ich „tankowanie” jest długotrwałe, a to bardzo wybiórcza wiedza. Postanowiliśmy to zmienić i sprawdzić jak samochód elektryczny sprawuje się w codziennym użytkowaniu. Nasz wybór padł na Renault ZOE.

Dlaczego właśnie ten model?
Za bazę do jego produkcji posłużyło Renault Clio, czyli znany i sprawdzony model. Nie posiada żadnych super ultra hiper nowoczesnych rozwiązań wciśniętych przez wizjonerów motoryzacji (jak np. e-Pedal w Nissanie Leaf). Nie został również wyposażony w generator spalinowy, który mógłby nas wspomóc przy źle zaplanowanej podróży. Ma za to całkiem sensowny zasięg (przynajmniej tak obiecuje producent, co oczywiście sprawdziliśmy w poniższym teście) oraz jego cena została relatywnie dobrze skonfigurowana w stosunku do konkurencji.

Jak testowaliśmy
Założenie było proste, jeździmy normalnie, jakby był to egzemplarz z tradycyjnym napędem. Żadnego
ekodrivingu czy wcześniejszego szkolenia. Gdy, była potrzeba szybkiego przyspieszenia, to pedał przyspieszenia był maksymalnie wciśnięty. Oczywiście, nie oszczędzaliśmy też na komforcie. Klimatyzacja była praktycznie cały czas włączona (temperatury dochodziły do 31 stopni w cieniu), a i dźwięki dochodzące z głośników umilały nam test. Liczyła się tylko nasza wygoda, a nie maksymalne oszczędzanie.

Za „poligon doświadczalny” został wybrany Kraków, a za wariant wyjściowy przyjęliśmy osobę dojeżdżającą z peryferii miasta do pracy w centrum. Dziennie miała zatem do pokonania średnio 15 kilometrów z domu do pracy, tyle samo z powrotem oraz na załatwienia kolejne 10 – 15 kilometrów. Tyle założeń i wytycznych, teraz czas na ich realizację. I niech nie zmylą cię zdjęcia, faktycznie wszystkie zostały zrobione w Krakowie. Są jeszcze takie miejsca.

Słowo wyjaśnienia: przycisk start-stop nie powoduje fizycznego uruchomienia silnika (jak to dzieje się w modelach z tradycyjnym napędem), a jedynie gotowość do jego działania. Nie posiada również skrzyni biegów, a przekładnię. My jednak – dla przejrzystości testu i jak najlepszego go zrozumienia przez osoby nie obcujące z samochodami elektrycznymi (a do nich jest on kierowany) – będziemy używać stwierdzeń: zapalić oraz zgasić silnik (nacisnąć przycisk start-stop), jak również odnośników jakby posiadał skrzynię biegów (np. zmienić bieg, zamiast zmienić tryb).

Pierwszy kontakt
Z zewnątrz ZOE nie da się pomylić z żadnym innym modelem. Inaczej jest wewnątrz. Jak bardzo jest podobny do Clio niech świadczy fakt, iż trzeba być naprawdę uważnym obserwatorem, żeby znaleźć różnice pomiędzy nimi. Różni się od niego w zasadzie tylko zegarami przed kierowcą, charakterystycznie wyżłobionymi elementami umiejscowionymi przed pasażerem jak i w podsufitce. Na identyczne wyglądają również fotele. Co prawda siedzi się na nich wyżej niż w Clio, ale zakres ich regulacji, jak również oferowana przez nie wygoda jest na takim samym – wysokim – poziomie. Takie samo jest również sterowanie jednostrefową automatyczną klimatyzacją oraz multimediami.

Testowany model był w zasadzie w pełni wyposażony. Posiadał nawigację (na kartę pamięci), automatyczne światła (działające sprawnie), dostęp bezkluczykowy, elektryczne szyby czy chociażby elektrycznie podgrzewane i składane lusterka.

Kupując ZOE nie musimy martwić się o jego walory użytkowe. Są one nawet większe niż w Clio. Producentowi udało się powiększyć bagażnik, który tutaj oferuje całe 338 litrów pojemności.

Jedziemy
Wsiadamy, przy wciśniętym pedale hamulca naciskamy przycisk start-stop i ... tyle. Nie usłyszymy żadnego dźwięku

informującego nas o włączeniu się (zapaleniu) silnika. Jest dokładnie taka sama cisza, jak przed jego naciśnięciem z tą różnicą, że teraz – po zmianie biegu na odpowiedni – możemy zacząć podróż. Poruszając się (przy chwilowo wyciszonym radiu) dociera do nas tylko szum opon oraz – przy mocniejszym dodaniu gazu – lekki gwizd przypominający (ale nie posiadający takiego natężenia) dźwięk znany z Formuły E. Ciszę w kabinie zakłócają również dźwięki z zewnątrz. Do naszych uszu (przy zamkniętych wszystkich szybach) potrafił dotrzeć płacz dziecka i głos jego matki próbującej go uspokoić. Poruszając się samochodem z tradycyjnym napędem nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni, bo po prostu ich nie słyszymy.

Dopóki nie usiądziesz za kierownicą elektrycznego samochodu nawet nie zdajesz sobie sprawy jak obecnie ludzie reagują (lub nie) słuchem. Przy prowadzeniu ZOE musimy być czujni bardziej niż jakbyśmy rozbrajali znalezioną bombę. Teoretycznie wyposażony jest on w system ostrzegania przechodniów (Renault Voice) o jadącym pojeździe. Teoretycznie, bo w naszym egzemplarzu słyszalny był tylko dźwięk toczących się opon, a to zdecydowanie za mało, aby ludzie go usłyszeli. Jest tak niebezpiecznie cichy, że ludzie wchodzili nam pod maskę i to nawet ci nie mający słuchawek w uszach. Każde przejeżdżanie obok zaparkowanego wysokiego samochodu jest jak przemierzanie pola minowego. Musimy mieć oczy dookoła głowy. Ludzie po prostu go nie słyszeli, a skoro nie słyszeli, to zakładali, że nic nie porusza się drogą. Niestety, ale w okolicach o dużym natężeniu pieszych poruszanie się nim nie jest relaksujące. Aż człowiek ma ochotę – trochę z bezsilności – toczyć się z wciśniętym klaksonem. Tak często zdarzały nam się wtargnięcia przed maskę.

Sama jazda niczym nie różni się od jazdy samochodem z tradycyjnym napędem posiadającym automatyczną skrzynię biegów. W zasadzie jedyną różnicą jest brak słyszalnego dźwięku silnika. Przyspieszenie - w subiektywnym odczuciu – wydaje się nawet lepsze niż obiecuje producent (4,1 sekundy do 50 km/h i 8,6 sekundy do 80 km/h). Może nie jest wyścigówką, ale zapewnia bardziej niż zadowalające osiągi. Najbardziej odczuwalne jest to przy niskich prędkościach, a 80 km/h wydaje się być prędkością graniczną. Po jej przekroczeniu dalsze przyspieszanie zaczyna sprawiać ZOE trudność. Oczywiście, dalej przyspiesza, ale robi to z coraz większym oporem. Manewrowanie również nie sprawia praktycznie żadnych problemów, a i pewność oraz stabilność w prowadzeniu jest nie mniejsza niż u „brata benzyniaka”. W modelach z bezstopniową automatyczną skrzynią biegów (CVT) zdarza się, że przy szybkim dodaniu gazu, następuje tzw. element zdziwienia, czyli pedał jest już mocno naciśnięty, a samochód nie zaczyna jeszcze gwałtownie przyspieszać. ZOE wyposażone w skrzynię (przekładnię) o pojedynczym przełożeniu, nie ma tej przypadłości. Reakcja na pedał przyspieszenia jest bardzo szybka, a jego opóźnienie – jeżeli w ogóle występuje – jest praktycznie niezauważalne.

ZOE nie jest przesadnie obudowany systemami wspomagającymi ułomność kierującego. W zasadzie wyposażony został tylko w te podstawowe. Nie znajdziemy w nim – coraz bardziej popularnych również w tym segmencie aut - systemu monitorowania martwego pola, czy chociażby utrzymania samochodu w pasie ruchu. Brakuje w nim również (co dla niektórych może być bardzo dobrą informacją) systemu start-stop, automatycznie wyłączającego silnik na postoju. Mamy za to system wspomagania ruszania pod górę (tak do przodu, jak i przy cofaniu), który działa sprawnie i we właściwym momencie zwalnia hamulec. Na wyposażeniu znalazła się również kamera cofania z czujnikami parkowania. Niestety ciągle posiadają one swoje wcześniej znane „choroby”: czujniki „nie widzą” niskich krawężników, a kamera przekłamuje o około 30 cm. Na szczęście pozostawiając tyle miejsca, a nie informując kierowcę, że jeszcze może cofać w momencie, kiedy już uderzył w przeszkodę. Pomocny tutaj może okazać się zarys tylnego zderzaka ZOE, widziany w kamerze. Możemy cofać obierając sobie za punkt odniesienia właśnie jego, a nie narysowane przez producenta linie. Warty wspomnienia jest również system odzyskiwania energii podczas hamowania. Nie ma on wpływu na jazdę, ani jej komfort, ale pozwala w niektórych warunkach na wydłużenie zasięgu. Nam udało się (a nie było to naszym celem) zaoszczędzić 4 kW.








Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90 Renault ZOE Intens Q90


Październik 2018

Dziękujemy firmie Anndora – Autoryzowanemu Dealerowi Renault – z Krakowa za użyczenie samochodu do testu.

Tekst pochodzi z poniższego numeru miesięcznika motoryzacyjnego:


POBIERZ NUMER




Warte uwagi