Lenovo ma chyba specjalnego wizjonera od pudełek w które pakowane są laptopy, a przynajmniej ten konkretny model. Nie to żeby wydobycie go wymagało czytania
instrukcji, ale trochę trzeba się nakombinować i nie zaszkodzi również zastanowienie, czy aby robisz to właściwie. Oczywiście opakowanie jest tylko opakowaniem i z reguły mamy z nim kontakt tylko raz, jak odpakowujemy produkt, a maksymalnie dwa razy, gdy postanowimy go sprzedać lub schować zapominając o jego istnieniu. Dużo ważniejsze jest to, co opakowanie kryje w sobie. Pierwsze odczucie jest pozytywne. Laptop
Lenovo V15 jest solidnie wykonany i miły w dotyku. Wizualnie zajmuje tyle miejsca ile powinien zajmować przenośny komputer o przekątnej ekranu 15,6”, a jego waga pozwala na nazwanie go mobilnym. Tyle jeżeli chodzi o wygląd i poniekąd, aby mieć to „z głowy” zaglądnijmy do jego specyfikacji. Lenovo oznaczyło go symbolem V15-IIL i wyposażyło w procesor Intel Core i3, 8 GB ramu, dysk SSD 256 GB, ekran o przekątnej 15,6” i rozdzielczości 1920x1080 px (full HD) oraz system operacyjny Windows 10.
Mam taką zasadę, że pierwszą część testu przeprowadzam na ustawieniach, które proponuje producent. Nie inaczej postąpiłem i tym razem. To co zwróciło moją uwagę to obraz, który oferowała matryca. O ile na arkuszach kalkulacyjnych, czy też w plikach tekstowych nie miałem do niego jakichkolwiek zastrzeżeń, to już przy przeglądaniu internetu, a już w szczególności w trakcie oglądania filmów nie byliśmy tandemem. Dostarczanemu do moich oczu obrazowi brakowało nasycenia i był mdły. Oczywiście dało się go wyregulować, ale do stopnia „zadowalający”, a nie „wow”. Kąty patrzenia również mogłyby być większe, bo żeby móc dostrzec szczegóły w obrazie, to w praktyce trzeba siedzieć na wprost niego, a jakiekolwiek odstępstwo od tej reguły powoduje ich zanik.
Czasami człowiek musi trochę popracować w warunkach których wcześniej nie był w stanie przewidzieć. Tak było i tym razem, gdyż okazało się, że czeka mnie całodzienna wizyta w serwisie samochodowym. Oczywiście mogłem zostawić
samochód i wrócić do warsztatu za parę godzin kiedy będzie naprawiony, ale wraz z mechanikiem ustaliliśmy, że lepiej będzie – ze względu na prace, które trzeba wykonać przy aucie – żebym został w zasięgu jego wzroku. Postanowiłem ten czas wykorzystać na pracę i to nie siedząc w poczekalni, a w samochodzie który był naprawiany. Okazało się to dobrym wyborem, nie ze względu na komfort pracy, a uwidocznienie jednego z zachowań laptopa
Lenovo V15 którego pewnie w innych warunkach bym nie zaobserwował. Siedzenie w samochodzie, który jest naprawiany, oznacza okazjonalne telepanie nadwoziem, jakby miało ono dreszcze oraz jazdę na podnośniku, raz w górę, a następnie w dół. Właśnie w trakcie tych jazd laptop uwidaczniał pewną swoją konstrukcyjną niedoskonałość. A mianowicie po zatrzymaniu się podnośnika – agresywniejszym niż robi to winda po dotarciu na wskazane piętro – klapka
Lenovo V15 przez chwilę wpadała w wibracje, a wyrażając się precyzyjniej, bujała się i kiwała. Jakby zawiasy nie były zawiasami, a bardziej sprężynkami. Przypominało to trochę zachowanie maskotki samochodowej, będącej bardzo modną w czasach w których na drogach królowały Fiaty 125p oraz Polonezy. To wtedy, praktycznie każdy właściciel samochodu, na jego tylnej półeczce posiadał maskotkę psa który kiwał łebkiem w miarę pokonywania kolejnych nierówności na jezdni. Tak jak wtedy reagowała główka maskotki na wyboje drogowe, to mniej więcej tak samo zachowuje się klapka
Lenovo V15 na wyhamowanie podnośnika. Na szczęście tylko przez chwilę, ale niejednokrotnie miałem odruch przytrzymania jej.
Do poruszania się po laptopie używasz myszy podłączonej kablem do portu USB i w dodatku jesteś praworęczny? Możesz nie być zadowolony z rozwiązania zaproponowanego przez Lenovo, bo wszystkie porty USB znajdują się po lewej stronie laptopa. Oznacza to, ze albo nauczysz się obsługi myszy lewą ręką albo będziesz musiał przejść kablem z lewej na prawą stronę laptopa, pewnie jego tyłem. Niby to taka pierdoła, ale skutecznie drażni. Przynajmniej mnie. A może jest to laptop dla leworęcznych? Szkoda tylko, że Lenovo nie wykorzystało tego marketingowo i nie zaznaczyło w specyfikacji.
Czas pracy baterii jest zadowalający. Jednak ile dokładnie on wynosi uzależnione jest od tego, co na nim robisz. W moim przypadku gdzie wykorzystywany był przede wszystkim do serfowania po internecie, przeglądania zdjęć i korzystania z pakietu Office, bateria pozwalała na całodzienną pracę i to bez sprawdzania, czy wytrzyma takie zaserwowane mu obciążenie. Wskazania algorytmu zliczającego pozostały czas pracy na baterii należy również ocenić wysoko, bo nie zmieniają się one wraz z otwarciem nowego programu, czy też karty w przeglądarce jakby miały ADHD i tylko czekały żeby zaatakować cię nową informacją.
Twoje stanowisko pracy
W użytkowaniu
Lenovo V15 jest bezkonfliktowy. Po prostu pracujesz, czy też relaksujesz się tym co wyświetla jego matryca i nie zastanawiasz się nad niczym innym. Lenovo chyba zdało sobie sprawę z tego, że zaprojektowało nieangażujący użytkownika model i postanowiło temu zaradzić. Objawia się to wyskakującymi co jakiś czas „przypominaczami”, które odrywają cię od tego, co do tej pory robiłeś. Jeżeli te skonfigurowane przez producenta powiadomienia raz na jakiś czas uznają, że warto usunąć się w cień, to w ich miejsce pojawiają się nowe, tym razem sygnowane przez McAfee, czyli program antywirusowy, który dostarczony został wraz z laptopem. Oczywiście liczbę powiadomień da się zredukować, jednak w zaproponowanej przez Lenovo i McAfee częstotliwości przypominają kota głodomora, który z regularnością szturcha cię, przypominając o konieczności dostarczenia mu jedzenia. Pomijając i ignorując je okazuje się jednak, że praca na laptopie
Lenovo V15 jest niczym niezmąconą przyjemnością. O ile oczywiście „dogadasz” się z matrycą, a w zasadzie zaakceptujesz oferowaną przez nią jakość. Klawiatura ma nie tylko właściwą (dla mnie) wielkość, ale również i poskok klawiszy. Czas potrzebny na włączenie, jak również wyłączenie go jest na akceptowalnym poziomie. W trakcie całego testu działał płynnie, bez wahania wykonując zadeklarowane mu zadania. Jeżeli lubisz korzystać z laptopa trzymając go na nogach, będziesz zadowolony. Jego waga (1,85 kg) nie powoduje, że będziesz musiał co jakiś czas wstać żeby rozprostować nogi. Prędzej zechce ci się sikać, aniżeli jego ciężar stanie się dla ciebie nadmiernym obciążeniem. Tak samo jeżeli cenisz sobie ciszę. Nawet mocno obciążony szanuje twoje oczekiwania względem niej i nie wydobywa z siebie praktycznie żadnych słyszalnych dźwięków.
Laptop
Lenowo V15 (w testowanej specyfikacji został wyceniony na 2799 PLN) jest jak praca, którą dostałeś wysyłając kilkadziesiąt CV do firm, których profilów działalności wcześniej nie analizowałeś. Po prostu jedna z nich się odezwała, a ty zgodziłeś się na warunki zatrudnienia, które zaproponowali. Nie zabiegałeś o pracę u nich, nie była ona twoim marzeniem, a nawet w chwili wysyłania CV obojętne było ci, czy handlują oni rzodkiewką, czy wytwarzają meble. Po prostu potrzebowałeś pracy i w zasadzie jedynym kryterium którym się kierowałeś, była jej pewność, stabilność i wynagrodzenie, a cała reszta nie miała jakiegokolwiek znaczenia. Identycznie jest z obcowaniem, a w zasadzie z posługiwaniem się laptopem
Lenovo V15. Twój związek emocjonalny z nim praktycznie nie istnieje. Jeżeli pewnego dnia ktoś podmieniłby ci go na inny, nie odczułbyś żadnej straty. Po prostu dalej wykonywałbyś swoje zadania. Sprawnie, rzetelnie, ale bez jakiegokolwiek uczucia straty.
Reklama