Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych, zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj. Zamknij

logo kdk.pl
Testy Tech Historia Prawo Felietony Gazeta ikona szukaj
Testy Tech Historia Prawo Felietony Ekomoto Inspiracje KATALOG FIRM Cennik logo KATALOG dla kierowców SZUKAJ






Test

Volvo XC90


Wojciech Dorosz


Volvo XC90

Gdy spojrzeć na rynek supersamochodów mamy spory wybór. Po chwili jednak dojdziemy do wniosku, że jest raptem tylko kilka krajów, w których są produkowane. Prym nieodmiennie wiodą Włosi, zaraz za nimi są Niemcy. Gdzieś nieśmiało z przeprosinami wymalowanymi na twarzy czają się Brytyjczycy, i na końcu spluwający tabaką, odziani w ogrodniczki Bob i Johny. Każdy pragmatycznie, o ile można mówić o rozsądku w przypadku nisko zawieszonych, niepraktycznych oraz horrendalnie drogich samochodów, myślący klient, wybierze cacko z któregoś z tych zakątków świata.

Oczywiście są również Szwedzi, Holendrzy, Rosjanie i zdaje się, że kiedyś swoich sił próbowali nawet Meksykanie. Podobno również Arabowie coś kombinują w tej kwestii. Ale my, Polacy?

To prawda, że od kilku lat przebąkuje się coś o naszym supersamochodzie. Ma nawet fajną nazwę odnoszącą się do chwalebnej historii polskiej jazdy. Dopiero, gdy ujrzeliśmy jeżdżący prototyp zamknęliśmy pełne jadu jadaczki. Bo zdaje się, że pierwszy raz od wielu, wielu lat jakiemuś pasjonatowi się powiodło. I gdy się nad tym zastanowić, dziwne, że dopiero teraz.

Jeśli spojrzymy na zjawisko zbędnego samochodu poprzez cechy narodowe to właśnie Polska powinna być nie tylko jego kolebką ale i światowym
potentatem. Włosi? Owszem są ekspresyjny i potrafią uchwycić piękno jak nikt inny, ale mają problemy z solidnością. Nasi zachodni sąsiedzi? Robią wszystko dobrze, ale pasja? Nieokrzesanie? Mają na swoim koncie dwa światowe szaleństwa, ale to raczej się nie liczy. W przypadku wielbicieli frytek i smażonej ryby jest lepiej ale Aston Martin oraz McLaren mają dość wąskie grono fanów, więc może o czymś to świadczy. Amerykanie ciągle mają pełne pułki wypełnione resorami piórowymi, zaś inne kraje tak mało kojarzą się z szybkimi samochodami, że nawet nie warto zaprzątać sobie nimi głowy.

Z nami teoretycznie jest tak samo, ale popatrzcie na to z socjologiczno-naukowej perspektywy, posiadamy wszelkie niezbędne cechy, żeby odnieść sukces. Umiemy ciężko pracować, a całe przedsięwzięcie będzie kosztować grosze, bowiem za cenę flaszki zrobimy wszystko. A po niej ze szwagrem rozwiążemy każdy problem, nad którym głowią się najtęższe umysły inżynierów. Poza tym jesteśmy wystarczająco zawistni, jak przystało na samochód ze zbyt dużą mocą. Mamy najpiękniejsze kobiety na świecie, więc wystarczy przenieść odrobinę ich urody na grunt projektowania przemysłowego. Jesteśmy waleczni, nie boimy się władzy, pewni siebie, wystarczająco grubiańscy i mamy wysokie mniemanie o sobie. Gdyby połączyć te wszystkie cechy dochodzimy do wniosku, że powstał by samochód idealny.

Ale powinniśmy również dzierżyć palmę pierwszeństwa w przypadku zwykłych samochodów. Nasi rodzice dzięki Maluchowi potrafili pokonać M3. W sensie mieszkanie. Przeprowadzka? Nie ma problemu. Żadne GT nie było tak funkcjonalne ani wygodne w podróży na drugi koniec Europy. Gdyby nasi ojcowie mieli do dyspozycji suva przenieśliby stolicę z Krakowa do Warszawy wykonując tylko jeden kurs.

Niestety, Wszechmogący zsyłając nam tani alkohol i sposób na jeszcze mniej kosztującą jego produkcję w domowych warunkach sprawił, że nie rządzimy światem. Jednak w przypadku suvów zdaje się, że mamy godnych zastępców, bowiem z kraju Koenigsegga, a właściwie Trumpchi przybywa właśnie druga generacja Volvo XC90, na którą trzeba było czekać ponad dwanaście lat, więc lepiej żeby była dobra. Zwłaszcza, że na projekt wydano miliard dolarów na każdy rok.

Stylistycznie Volvo powitało XXI wiek. Ma wszystko to, czego wymaga się od nowoczesnych samochodów. Posiada wszelkie cechy pojemnego i rodzinnego suva, jego nadwozie jest potężne, ale przy tym bezsprzecznie ma kilka elementów charakterystycznych dla szwedzkiej maki, jest muskularne i nieco awangardowe. Można by nawet rzec, że w pewnym stopniu futurystyczne. I to pomimo tego, że z profilu wygląda niemal dokładnie jak BMW X5. Jak widać w Azji nie mają problemów z prawami autorskimi.

Za to wnętrze jest zdecydowanie inne niż w niemieckim konkurencie. Wizualnie deska rozdzielcza i kierownica przypomina Nissana Micrę albo amerykańskie Caddilacki, ale to wszystko złe, co o niej można powiedzieć.

Czasy, gdy Volvo było proste odeszły w zapomnienie. Teraz mamy elektroniczne zegary oraz 9-calowy tablet sterujący pokładowymi funkcjami. Pozbyto się bzdur związanych z pływającą deską i niemal wszystkich przycisków, teraz jest ich tylko kilka. To powoduje, że na początku obsługa jest zdecydowanie skomplikowana. Tak bardzo, że niejeden Jurgen będzie musiał odreagować to długim seansem w saunie.

Poza tym jak przystało na szwedzką markę zadbano o wysoki poziom bezpieczeństwa. Mercedesy Klasy S czy BMW 7 są flagowymi modelami i mają najnowsze gadżety, ale to XC90 zdaje się przodować w tej kwestii. Każdy egzemplarz z tyłu powinien mieć znaczek Q, James Bond ma mniej sprzętu w swoim Aston Martinie, ale to pewnie kwestia obecnych właścicieli obu marek. W Volvo różnych asystentów jest chyba z milion. Ich celem jest zapewnienie spokoju kierowcy i pasażerom. Co więcej, producent jest tak bardzo pewny siebie, iż twierdzi, że za pięć lat nikt jadąc ich samochodem poważnie nie ucierpi.

Gdy już otrząśniecie się z tej elektronicznej litanii docenicie inne zalety wnętrza. Na przykład

przestrzeń, to idealny samochód dla rodziny, nawet całkiem dużej. Przy rozłożonym trzecim rzędzie siedzeń bagażnik i tak będzie większy niż w sporej części kompaktów.

Urzekną was bardzo przyjemne i wysokiej jakości materiały wykończeniowe, gdzie aluminium to nie kawałek plastiku, a drewno jest faktycznie kawałkiem jakiegoś drzewa. Z prawdziwą radością będziecie organoleptycznie smakować wymuskanych detali oraz przełączników, i dostąpicie małego nieba, gdy dacie się objąć przez jedne z najlepszych samochodowych foteli, które są podgrzewane i wentylowane.

Na koniec drobna sugestia, wnętrze wykończone drewnem w skandynawskim stylu wygląda znacznie lepiej niż wersja Jing & Jang z elementami z aluminium.

Jako, że to ogromny suv ważący ponad 2 tony można spodziewać się w nim całkiem sporych silników. Niestety porzućcie wszelkie nadzieje. Nie jest planowana wersja spod znaku skaczącego łosia ani soczyście brzmiąca V8-mka od Yamahy. Dostępne są tylko dwa silniki, diesel oraz benzyna, jeden i drugi dwulitrowy, obydwa czterocylindrowe i oba zajmujące mało miejsca pod maską. Co prawda najmocniejszy wariant ma 400 koni mechanicznych, ale to hybryda. Mam nadzieję, że dla ekologów jest specjalne miejsce w piekle, gdzie będą musieli zapakować złożoną szafę Pax z Ikei do modelu 480 albo C30, będąc przy tym smaganymi zbożowymi witkami i mając w ustach kiszonego śledzia bałtyckiego.


2015 Volvo XC90 teaser

Volvo XC90 Volvo XC90














Październik 2015

Wojciech Dorosz (99octanow.pl)
Foto: Volvo Press

Gwarancja niezależności testu.
Oznacza ona, iż test nie był inspirowany, sponsorowany, sprawdzany oraz korygowany w jakikolwiek sposób przez firmy czy też osoby powiązane z testowanym produktem. Nie miały one również wpływu na jego kształt oraz formę.

Tekst pochodzi z poniższego numeru miesięcznika motoryzacyjnego:


POBIERZ NUMER




Warte uwagi