Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych, zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj. Zamknij

logo kdk.pl
Testy Tech Historia Prawo Felietony Gazeta ikona szukaj
Testy Tech Historia Prawo Felietony Ekomoto Inspiracje KATALOG FIRM Cennik logo KATALOG dla kierowców SZUKAJ





wywiad

Podwójna rola mistrza Polski - wywiad z Adamem Gładysz



Adam Gładysz

Adam Gładysz, jeden z naszych najlepszych zawodników w europejskich pucharach zniknął z wyścigowego firmamentu po sezonie 2012. Przerwa nie była jednak związania z niefortunnym rozminięciem się z tytułem wicemistrza w Scirocco R-Cup, a nowym wyzwaniem przygotowywanym w jego rodzinnej firmie – Volkswagen Castrol Cup. W tym roku jednak Adam wrócił na tory i z powodzeniem łączył rolę kierowcy wyścigowego oraz organizatora jednego z najważniejszych polskich pucharów.

Po roku przerwy wróciłeś za kierownicę samochodu wyścigowego. Czy czas poza wyścigami miał na ciebie jakiś wpływ?
Adam Gładysz: Myślę, że sam powrót nie był szczególnie trudny, gdyż w trakcie minionego roku, kiedy się nie ścigałem, cały czas byłem jednak bardzo blisko torów wyścigowych, jak i samochodów. Testowałem chociażby pucharowego Golfa czy też zaliczyłem kilka dni za kierownicą samochodu Radical SR3. Mówiąc więc żargonem wyścigowym, nie zardzewiałem, w czym dodatkowo pomogły mi treningi, dzięki czemu cały czas utrzymywałem kondycję i byłem fizycznie przygotowany do jazdy. Testy oczywiście nie są walką koło w koło, jednak pomagają w utrzymaniu niezłej formy. Rok przerwy miał największe znaczenie na początku sezonu, ponieważ czułem, że brakuje mi właśnie tego ścigania, jednak nie był to szczególnie duży problem. Te wszystkie lata spędzone na torach, w różnych samochodach oraz seriach wyścigowych sprawiły, że nie tak łatwo jest mi zapomnieć, jak się ścigać, zwłaszcza że przez ten cały czas miałem kontakt z samochodami wyścigowymi.

W tym roku wziąłeś udział w Porsche Platinum GT3 Cup Challenge Central Europe. Ciężko było dogadać się z tym samochodem? W końcu to mocne
tylnonapędowe auto, zupełnie innie niż te, z którymi wcześniej miałeś do czynienia.

Owszem, większość swojej kariery spędziłem w autach przednionapędowych, a także dwa sezony w czteronapędówkach i faktycznie miałem niewiele do czynienia z autami tylnonapędowymi, szczególnie jeśli chodzi o jazdę w wyścigach. Udało mi się jednak dość szybko zaaklimatyzować w Porsche, które pasowało mi już od pierwszego wyjazdu na tor. Trzeba jednak pamiętać, że początki nigdy nie są łatwe, a w tym przypadku potrzebowałem trochę czasu na wjeżdżenie się w samochód i odpowiednie wyczucie go. Tutaj bardzo pomogły mi testy przed sezonem, które zaliczyłem na Lausitzringu oraz Torze Poznań. Następnie, wraz z każdym wyścigiem, podkręcałem swoje tempo i było coraz lepiej. Początek nie był szczególnie trudny, ale potrzebny był czas, aby się zgrać z tym autem i poznać jego zupełnie inną charakterystykę. W Porsche przód jest bardzo lekki, gdyż silnik znajduje się z tyłu, więc trzeba odrobinę zmienić styl jazdy w nim. Gdy udało mi się je poczuć, to szybko doszedłem do porozumienia z 911, co chyba widać po wynikach.

Czy obecny sezon zaliczasz do udanych? W końcu gdyby nie awaria w Moście, to walczyłbyś o mistrzostwo w Porsche Platinum GT3 CCCE.
Dokładnie tak! Ten Most jest takim moim największym bólem, ponieważ to przekreśliło sezon. Przed tą rundą byłem liderem, mając osiem punktów przewagi nad drugim zawodnikiem. Później miałem dwie awarie, przez co straciłem dwukrotnie trzecią pozycję. W jednym z wyścigów nawaliła skrzynia biegów, natomiast w drugim sworzeń zwrotnicy. Obie usterki niestety miały miejsce w samej końcówce, kiedy niezagrożony zmierzałem do mety i już praktycznie widziałem siebie na podium. Gdybym się to udało, to dopisałbym na swoje konto dodatkowe trzydzieści dwa punkty, natomiast Stefan Biliński miał nade mną przewagi dwadzieścia cztery punkty po ostatniej rundzie, więc patrząc na to, jak potoczyła się reszta sezonu, to tytuł miałbym praktycznie w kieszeni. Nie ma jednak co gdybać, takie są sporty motorowe. Na pewno szkoda tych dwóch wyścigów w Moście, ale cóż można zrobić. Ostatecznie wywalczyłem czwarte miejsce, pechowo, jednak sezon zaliczam do udanych, ponieważ zdobyłem sporo doświadczenia, stawałem na podium dziesięć razy podczas czternastu wyścigów, w dodatku trzy wygrałem. Gdyby nie ta awaria, to myślę, że byłoby bardzo dobrze.

Ciężko jest łączyć rolę kierowcy wyścigowego z pracą koordynatora sportowego pucharu Volkswagena?
Było naprawdę ciężko. Przed sezonem do naszego działu instruktorów dołączył Martin Wirkijowski, który bardzo mi pomógł, jednak i tak było bardzo trudno. Starty w wyścigach samochodowych, które wymagają od kierowcy maksymalnej koncentracji i pełnego zaangażowania w sport, raczej nieszczególnie dobrze łączą się z pracą w organizacji pucharu, zwałaszcza w takim wymiarze. Bywało tak, że na swój wyścig praktycznie biegłem, zakładałem kask i wyjeżdżałem z boksu. Momentami było naprawdę ciężko.

Czy to, że jesteś kierowcą wyścigowym, pomaga ci przy zarządzaniu pucharem?
Zdecydowanie. To pomaga, gdyż moje wieloletnie doświadczenie zdobywane w różnych

seriach, wielu samochodach wyścigowych oraz na sporej liczbie torów dało mi możliwość zobaczenia na własne oczy wielu aspektów wyścigów. Naprawdę sporo się nauczyłem podczas tych trzech sezonów spędzonych w Scirocco R-Cup, ponieważ był to puchar bardzo podobny do naszego. Doświadczenia z punktu widzenia kierowcy można później wdrażać w organizację pucharu i wykorzystywać je do poprawienia go, gdyż w końcu wiem, czego potrzebuje zawodnik i mam świadomość, jak to wygląda z punktu widzenia kierowcy. W pozostałych aspektach organizacyjnych również to pomaga, gdyż można usprawniać pewne mechanizmy.

Jak wspominasz swoje początki? Starty w KJS-ach oraz pierwsze kroki w Wyścigowych Mistrzostwach Polski w Golfie 1,8?
Kiedyś bardzo chciałem, żeby moja kariera rozpoczęła się od kartingu, niestety wtedy pokomplikowały się pewne sprawy rodzinne i ostatecznie nie udało się tego zrobić. Zaczynałem więc od KJS-ów i rajdów lokalnych w Volkswagenie Polo 1,6, które pozwoliły mi na wyrobienie licencji R2. Zawsze jednak ciągnęło mnie do jazdy po torach wyścigowych, do walki koło w koło. Za młodu sporo jeździłem z moim tatą na różnego rodzaju wyścigi, między innymi na Formułę 1 czy DTM, co sprawiało, że coraz bardziej wkręcałem się w klimat i mocniej zmierzałem w stronę jazdy po torze. Po dwu-, trzyletniej przygodzie w rajdach zdobyłem licencję wyścigową i w 2000 roku zaczęliśmy się ścigać, korzystając z Volskwagenów Golfów 4, 1,8 turbo, których w ekipie mieliśmy trzy. Początki były trudne, ponieważ uczyliśmy się tego wszystkiego jako zespół. Wtedy nasze Golfy nie miały szans na walkę z klasie powyżej dwóch litrów z takimi potworami jak Audi Andrzeja Dziurki, BMW Tadeusza Myszkiera czy też Porsche Mariusza Kostrzaka, jednak te dwa lata były bezcenne pod względem doświadczeń i obycia w mocnym, szybkim Golfie oraz uczenia się torów wyścigowych. Następnie przeszedłem do wyższej kategorii, zacząłem ścigać się w Niemczech, a także osiągać sukcesy w kraju.

Adam Gładysz Adam Gładysz














Grudzień 2014

Rozmawiał: Paweł Zając
Zdjęcia: Grzegorz Kozera


Tekst pochodzi z poniższego numeru miesięcznika motoryzacyjnego:


POBIERZ NUMER




Warte uwagi