Wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies) w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem ze strony. Stosowane przez nas pliki typu cookies umożliwiają: utrzymanie sesji Klienta (także po zalogowaniu), dzięki której Klient nie musi na każdej podstronie serwisu ponownie się logować oraz dostosowanie serwisu do potrzeb odwiedzających oraz innych osób korzystających z serwisu; tworzenie statystyk oglądalności podstron serwisu, personalizacji przekazów marketingowych, zapewnienie bezpieczeństwa i niezawodności działania serwisu. Możesz wyłączyć ten mechanizm w dowolnym momencie w ustawieniach przeglądarki. Więcej tutaj. Zamknij

logo kdk.pl
Testy Tech Historia Prawo Felietony Gazeta ikona szukaj
Testy Tech Historia Prawo Felietony Ekomoto Inspiracje KATALOG FIRM Cennik logo KATALOG dla kierowców SZUKAJ





rajdy

Rajdówka Kuzaja - Mitsubishi Lancer Evo III - 1996r.



Rajdówka Kuzaja - Mitsubishi Lancer Evo III - 1996r.

Bardzo szybko uznałem, że Fiat Cinquecento Abarth to nie jest rajdowy samochód dla mnie. Wtedy właśnie mój dentysta i jednocześnie były zawodnik, niejaki Paja, sprzedał mi lekko przerobionego Mitsubishi Galanta VR-4. Wcześniej nie miałem do czynienia z samochodami 4-napędowymi, ale dzięki Galantowi od razu oszalałem na ich punkcie.

Moją pierwszą rajdówką z napędem na cztery koła był Lancer Evo II, którym wcześniej startował Robert Herba. Samochód nadawał się do odbudowy i kiedy go zawiozłem do belgijskiej stajni Guya Colsoula, okazało się, że szczęśliwym zbiegiem okoliczności za niewielkie pieniądze zamieniłem go na Evo III. I właśnie tym samochodem wystartowałem w Rajdzie Zimowym w 1996 r. Na bazie kontaktów Roberta Herby już od pierwszego rajdu otrzymałem niewielkie wsparcie z Tedexu, a z pomocą dystrybutora alkoholi – firmy Goldenmajer – udało mi się zebrać całkiem spory budżet rajdowy.

Nadal trwały poszukiwania odpowiedniego dla mnie człowieka na prawy fotel. Od połowy roku startował ze mną Kuba Mroczkowski, na Krakowskim pilotował
mnie Paweł Boratyn, a na wspomnianym Zimowym – Andrzej Mocie. Pamiętam dobrze ten rajd, bo był dla mnie o tyle szczęśliwy, że o mały włos nie wygrałem go w grupie N. A nie wygrałem przez niewiedzę i naiwność. To był mój pierwszy kontakt z „panem w garniturze”, czyli Andrzejem Górskim, którego „błyskotliwość” już wtedy dała mi się we znaki. On był wtedy pilotem Michała Reja i ostatecznie wygrali z nami 11 sekundami, o czym dowiedziałem się dopiero na mecie. Ponieważ to był nasz pierwszy rajd i nie liczyliśmy na cokolwiek, to Andrzej Mocie nie kontrolował notowanych przez nas czasów. Po fakcie okazało się, że czasy były bardzo dobre, tylko w jednym momencie złapaliśmy duże spóźnienie, które oddalało nas od zwycięstwa.

Dwóch rzeczy nie zapomnę do dziś. Po pierwsze, spotkania z Andrzejem Górskim, który powiedział: – Młody, po co ty się ścigasz, jak masz do nas taką dużą stratę?! I tak nic nie zrobisz, a jesteś na świetnej 2. pozycji. Dojedź ten rajd. To był pierwszy raz, kiedy mu zaufałem. Na mecie okazało się, że strata oczywiście była niewielka. Po drugie, rozdania nagród. Żałuję, że nikt nie zrobił mi wtedy zdjęcia, bo moja twarz i wzrok wiele wyrażały. Byłem szczęśliwy, że mam 2. miejsce, ale przegrałem 11 sekundami dzięki „dobrej radzie”. Stałem jak wryty, patrząc na tablicę z wynikami i długo się zastanawiałem, o co w tym wszystkim chodzi...

N-grupowe Evo III wspominam bardzo dobrze, bo w owych czasach wszystko to dla mnie było piękne. Nawet na wspomnianym Rajdzie Zimowym, gdzie nie miałem za dobrych opon, i tak fantastycznie mi się jechało. Wtedy każdym samochodem czteronapędowym jeździło mi się super, pewnie dlatego że nie miałem żadnego punktu odniesienia. Ale faktem jest, że Lancer Evo III stanowił duży przeskok technologiczny dla mnie, a także miał przewagę nad innymi samochodami. Ford Escort Cosworth może był mocniejszy, ale był bardziej awaryjny. Nie posiadał tak doskonałego zawieszenia i nie prowadził się tak dobrze jak Mitsubishi.

Ciekawostką jest, że w N-ce przez długie lata nie było hamulca ręcznego. Nawet jak jechałem ostatni raz Lancerem (Evo VII) w 2003 r., to jeszcze wtedy była linka zamiast hydrauliki. Hamulca ręcznego praktycznie się nie używało. I to było dobre, co potwierdził Stig Blomqvist, który mnie wtedy trenował. Już na pierwszej lekcji szybko i krótko mi wyjaśnił, że ręcznego używamy tylko w razie potrzeby albo w bardzo ciasnych nawrotach.

Obsługą Evo III zajmowała się moja stajnia, która zaczęła się wówczas tworzyć. Już wtedy pojawił się w niej m.in. Robert Bólat. Przez kilka rajdów

korzystałem z doświadczenia Colsoula, który tani nie był, ale nie było innego wyjścia, bo na początku nic nie wiedzieliśmy o samochodzie. Jakakolwiek wiedza o zawieszeniach, dyferencjałach, o czymkolwiek była dla nas nowością.

Poziom sportowy w N-ce wyznaczał wtedy Piotr Świeboda, który także był wspomagany przez stajnię Guya Colsoula. Niewątpliwie Piotrek był najszybszy, a ja w sumie byłem jedynym, który nawiązywał z nim walkę. Mam wrażenie, że trochę mi się wtedy przewróciło w głowie, ponieważ zbyt szybko osiągnąłem pewien poziom. Zostałem zauważony i mocno promowany w mediach i nie tylko.

W sezonie ’96, zanim wyleciałem z trasy, prowadziłem na Elmocie. Było kilka nieudanych rajdów, a potem fantastyczna walka na szutrowym Kormoranie. Nie wygrałem tego rajdu w N-ce, ale pamiętam zacięty pojedynek ze Świebodą. Byłem tak zacięty, że tam, gdzie inni gasili hopy, ja latałem ponad nimi. Potem z tego powodu trafiałem do mediów. Wygrana przyszła dopiero na kończącej sezon Wiśle. Pierwszy rok w samochodzie czteronapędowym zakończyłem z tytułem II wicemistrza w grupie N i mistrza klasy 4x4 w rallycrossie, gdzie równolegle startowałem. Następne dwa sezony to dalsza przygoda z Mitsubishi Lancerami Evo III, IV i V, ale o tym w następnym odcinku.

Rajdówka Kuzaja - Mitsubishi Lancer Evo III - 1996r. Rajdówka Kuzaja - Mitsubishi Lancer Evo III - 1996r.














Maj 2010

foto: Leszek Kuśmierek




POBIERZ NUMER




Warte uwagi